Czuliśmy, że wolna Polska się zbliża

21 października 2011
Rozmowa z Andrzejem Radkiewiczem, uczestnikiem strajku w Wyższej Szkole Inżynierskiej w Radomiu w 1981 r.

 

Andrzej Radkiewicz - 30 lat temu był pan...
... studentem drugiego roku wydziału mechanicznego WSI, członkiem Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Miałem 20 lat.

- Jak doszło do strajku na uczelni?
Głównym organizatorem była "Solidarność" pracowników naukowych. To był protest przeciwko wyborowi profesora Michała Hebdy na rektora WSI. Chodziło o to, by wybór rektora był czysty, by nie został sfałszowany i nie odbywał się pod żadnym naciskiem. My jako NZS solidaryzowaliśmy się z naszymi wykładowcami. Jednak dla mnie osobiście, nie osoba profesora, który w sumie zrobił dla WSI i dobre rzeczy, była najistotniejsza. Ja brałem w tym udział wspierając idee niepodległej Polski. To dla mnie była sprawa najważniejsza. Czyli nie te mniejsze sprawy, które wtedy się załatwiało, ale marzyła mi się wolna Polska. Już dużo wcześniej, choć byłem młodym człowiekiem.

Miał pan więc z pewnością sporą wiedzę i dużą świadomość polityczną?
Interesowałem się historią właściwie już od 12 roku życia, a zaczynałem od "Starej baśni" Kraszewskiego. Wierzyłem, że to wydarzenie tez w dużym stopniu przybliża, tak jak drukowanie książek i ich kolportowanie, niepodległość Polski. Byłem o tym przekonany. Ale też ważnym, bezpośrednim powodem mojego udziału w strajku było to, że jeden z naszych kolegów - Włodek Dobrowolski - mógł być represjonowany i odejść z uczelni, ponieważ popadł w konflikt z dziekanem.

- Był rok 1981, czas po podpisaniu porozumień sierpniowych, a w Polce trwał - jak to potem określano - festiwal Solidarności.

Czuliśmy, że ta wolna Polska się zbliża. Może jeszcze nie teraz, ale się zbliża. Zresztą wszystkie poprzednie wydarzenia jak rok 1956, 60, 76 i 80 - przybliżały tę niepodległość, pokazywały, że wolna Polska kiedyś wybuchnie. Ja miałem podbudowę historyczną, narodową, ideologiczną. Miałem swoje marzenia z tym związane. Po prostu chłonąłem przez wiele lat tego typu książki.

Czym pan się zajmował podczas strajku?
Siedziałem w drukarni, drukując ulotki, tego rodzaju materiały. To były na ogół przedruki z innych wydawnictw.

- W pewnym momencie mieliście poparcie większości uczelni w kraju, strajk się przedłużał...
Tak, bo postulaty nie były realizowane. Trwał 49 dni, a dla mnie nawet 50, bo wychodziłem z uczelni jako jeden z ostatnich.

- Zakończył się, bo ogłoszono stan wojenny. Ale na uczelnię wojsko nie wkroczyło?
Nie, organizatorzy zostali zawiadomieni, chyba przez jakiegoś wojskowego właśnie, że musimy opuścić budynek.

- Uczestnicy strajku ponieśli jakieś dotkliwe konsekwencje?

Studenci bezpośrednio nie. Ale nigdy nie dowiemy się ilu nie zaliczyło egzaminów nie z powodu braku wiedzy, ale właśnie dlatego, że strajkowali. Sporo moich kolegów wyjechało potem z Radomia, na inne uczelnie. Ja zostałem. Jestem radomianinem, bardzo związanym z miastem. Służba Bezpieczeństwa zainteresowała się mną jednak w kilka miesięcy od zakończenia strajku. Miałem rezwizję w domu, znaleźli nielegalną bibułę. Zostałem skazany, przesiedziałem trzy miesiące.

- W tym roku jubileuszowe uroczystości organizują właśnie dawni studenci. To pierwsze takie spotkanie?

Tak. Z większością nie widziałem się od wielu lat. Może być ciekawie. 

Rozmawiała: Bożena Dobrzyńska