Prezydent i starosta okopali się na pozycjach
Miasto i powiat od końca ub. roku kłócą się o pieniądze na funkcjonowanie Powiatowego urzędu Pracy, który obsługuje zarówno radomian, jak i mieszkańców powiatu. Ratusz dał najpierw starostwu 5 mln zł, ale potem zwiększył tę kwotę o 400 tys. zł. Starostwo cały czas twierdzi, ze to o nadal o 400 tys. za mało. Przypomnieli o tym podczas dzisiejszej sesji Rady Miejskiej wiceprezydent Anna Kwiecień i starosta Mirosław Ślifirczyk. - To jest dla nas trudna do udźwignięcia kwota, ale wskazuje że jesteśmy otwarci na kompromis. Do dzisiaj nie podpisaliśmy porozumienia - informowała radnych Kwiecień, dodając, że miasto otrzymało z powiatu wezwanie do zapłaty i grozi pójściem do sądu.
Mirosław Śklifirczyk przyznał, że obie strony popełniły błąd, bo wpisały do swoich budżetów różne sumy na PUP.- A ja proponowałem rozmowy jeszcze we wrześniu - podkreślał. Twierdził, że nie ma wygórowanych oczekiwań w stosunku do gminy, bo co roku przekazuje ona coraz mniej pieniędzy, a w 2012 r. jest to zaledwie 77 proc. subwencji, którą dostaje z Ministerstwa Pracy. przekonywał, że wezwanie miasta do zapłaty jest czymś naturalnym , bo powiat poniósł już od początku roku wydatki na działalność PUP. Jednocześnie ubolewał, że doszło do sporu. - Postępowanie sądowe może być zawieszone. Dla nikogo to nie będzie chwała, jesli pójdziemy do sądu - twierdził.
Miasto też chce zgody
Za porozumieniem był także prezydent Andrzej Kosztowniak, pytał jednak dyrektora PUP jaka jest struktura wydatków w urzędzie, na co się wydaje pieniądze, czy wszyscy pracownicy, którzy tam pracują są niezbędni. - Nic nie stoi na przeszkodzie, byśmy sami prowadzili taki urząd. Powinniśmy usiąść i opracować zasady współpracy - mocno zaznaczył.
Bardzo wnikliwy był radny Jakub Kowalski (PiS): - W ubiegłym roku Urząd Miejski w Radomiu dostał z PUP pieniądze na 33 staże, a Urząd Gminy w Skaryszewie - 100 - wyliczał i twierdził, że w tym drugim nie ma nawet tylu biurek, by posadzić przy nich tylu stażystów. Pytał też, czy starosta zgodzi się na zewnętrzny audyt, który skontroluje zasadność wydawanych pieniędzy.
Jerzy Zawodnik (PO) z ubolewaniem podkreślał, że wbrew deklaracjom strony zamiast poszukiwać rozwiązania usztywniły tylko swoje stanowisko. - Rozmawiajmy o wspólnym interesie, którym jest walka z bezrobociem - apelował. Wtórował mu zaś partyjny kolega Włodzimierz Kordziński, który dziwił się, że miasto i powiat nie mogą się dogadać, chociaż w mieście PiS i PSL (rządzi w powiecie) tworzą koalicję.
Dyrektor PUP Józef Bakuła zarzucił Kowalskiemu, że porównując sytuację Radomia do innych miast wyciąga pochopne wnioski. Tłumaczył, że wielkość miasta nie ma znaczenia dla wysokości subwencji z Ministerstwa Pracy na działalność pośredniaków, że zależy ona od tego ilu bezrobotnych obsługuje. Wyjaśniał, że skaryszewski urząd dostał więcej pieniędzy na staże, bo po prostu złożył więcej wniosków, a poza tym fundusze te trafiły także do jednostek w gminie, a w Radomiu tylko do samego magistratu. - Ale składam to wszystko na karb pana młodego wieku - zwrócił się Bakuła do Kowalskiego. Ubolewał, że te wyliczenia "nie przekonują radnych".
Magistrat stoi w blokach startowych
Swoje wyliczenia dotyczące kosztów utworzenia miejskiego urzędu pracy przedstawiła wiceprezydent Kwiecień. Jej zdaniem, utworzenie jednego stanowiska pracy to ok. 5 tys. zł., 300 tys. zł serwery. - Bierzemy pod uwagę dwie lokalizacje, koszt przystosowania budynku to ok. 1, 5 mln zł - wyliczała. Poinformowała też, że miasto jest gotowe do takiego kroku, zgodę wcześniej musi wydać minister pracy. - Nie intensyfikujemy działań, ale stoimy w blokach startowych - przekonywała. A na koniec zatakowała Bakułę: - Pan mi zarzucał na Powiatowej Radzie zatrudnienia, że nie jestem kreatywna, a przecież Rada jest tylko ciałem doradczym, a miasto ma w niej zaledwie dwóch przedstawicieli. Pan nie ma poczucia, że jest pan naszym pracownikiem? - pytała. Wg niej, 60 proc. pensji dyrektora pochodzi z kasy miasta. - Stałe łajanie mojej osoby, niegrzeczne uwagi pod adresem pana prezydenta są nie na miejscu - rugała szefa pośredniaka. Ten nie odpowiedział, bo prowadzący obrady wiceprzewodniczący Włodzimierz Bojarski (PSL) złozył wniosek o prawie godzinną przerwę. - Wystarczy tych emocji, udajcie się do odosobnionego pomieszczenia i rozmawiajcie - radził.
Pozostali przy swoim
Po przerwie starosta Ślifirczyk udawadnił radnym i kolegium prezydenckiemu, że nie opłaca się ani tworzyć samodzielnego urzędu pracy, ani prowadzić go dla powiatu. Wyjaśniał, że tzw. równowarzącą subwencję miasto otrzymuje tylko wówczas, gdy nie prowadzi własnego pośredniaka. (- I o część tych pieniędzy właśnie się upominamy - mówił). - Radom otrzymuje teraz ekstra 7 mln 368 tys. zł z tej puli i jeśli powoła włąsny urząd, nie dostanie ich - przekonywał. Zapewniał, że też jest za ustaleniem jasnych reguł współpracy. - Rozmawialiśmy w przerwie. I pozostalismy przy swoich stanowiskach - zakończył.
Bożena Dobrzyńska