Citroen DS. Nowy DS!
Właśnie jeździłem najnowszym DS5, ale o nim za chwilę. Tym starym w ubiegłym wieku jeździli prezydenci Francji a chcieli jeździć innych państw. Lecz nie wypadało, więc jeździły ich żony, gwiazdy kina, sławy a nawet Fantomas (pamiętacie ten serial?). Citroen DS był wierzą Eiffela motoryzacji, każdy chciał go choć zobaczyć, dotknąć a mieć graniczyło z cudem! Jego linia przypominała piękną rybę: delfina - cudny, zgrabny i opływowy. Obecnie, po latach Francuzi wpadli na pomysł, by DS-a reaktywować, wskrzesić. I stworzyli... orkę. To też ryba, jeno taka, która jest piękna, gdy jest spokojna.
Dostałem taką orkę do ujeżdżenia. Nazywa się DS5 i ludzie na nią mówią, że jest niesamowita, że jest fajna, że jest niecodzienna, zjawiskowa i również skręcają jej światła, gdy kręcisz kierownicą jak w starym DS-ie. Nowy jest światem perfekcyjnie skrojonej skóry na masujących kierowcę fotelach. Jest światem wygody i komfortu a linia wnętrza przypomina łódź podwodną dla szejka kochającego motoryzację. Jadąc DS5 nie wiesz, że pod maską bije 2- litrowy, 160 konny diesel. Po prostu go nie słyszysz! Głośniejsza jest klimatyzacja na drugim biegu a automatyczne biegi skrzyni biegów wchodzą tak, że nie czujesz kiedy to się dzieje. Na autostradzie czy ekspresówce płyniesz tym samochodem – dosłownie! Nieco inaczej jest na bocznych nieraz podziurawionych polskich drogach. Tam zawieszenie jakby przez cały czas walczyło, byś ty i wszyscy na pokładzie mieli puch. To dziwne uczucie, zastanawiasz się, czy ponad dwie tony nie wylecą podczas bitwy z zakrętu? Patrzysz na HUD – (to taki rzutnik prędkości jak w samolotach), rzuca na przednią szybę prędkość i mapę i odkrywasz, że jedziesz za szybko, trzeba przyhamować a dwa: Citroen mimo dziur, nierówności radzi sobie jak orka w akwarium. Wjeżdżasz na niemiecką autostradę czyli ocean szczęścia i pragniesz podrażnić orkę, by się przekonać, że pod maską jednak jest silnik. Wybaczcie Audi, Mercedesy, BMW, ale orka was połyka, pożera. Czynią to jej bizony momentu obrotowego i tryb sport automatu plus dwie rury wydechowe, z których dociera delikatny dźwięk kojący uszy i przekonujący zarazem, że coś jednak jest pod przednią maską!
To coś spaliło mi (średnio) 8 litrów ropy. Gdybym jechał ospale zszedłbym łatwo do danych statystycznych, które mówią o średniej poniżej 6 litrów na setkę! Wtedy z nadmiaru czasu mógłbym odsłonić sobie szklany dach i podziwiać gwiazdy i na przykład dumać nad ceną. Mój DS5 kosztował 140 tys. zł. Są tańsze, ale mają mniejsze silniki. Moim zdaniem, 2-litrowy diesel jest idealny do tego krążownika, którego Citroen nazywa crossoverem. Chyba mieli niezłą balangę, gdy wpadli na to określenie, ale mniejsza o to.
Największą wadą tego auta jest to, że niestety nie przypomina legendy, delfina z ubiegłego wieku, choć jest też niesamowity. I druga sprawa, testowałem kiedyś najnowszą C5-tkę Citroena: jest świetna, duża, tańsza i równie wygodna... I jest tym samym konkurencją. Nowym DS-em nie jeździ prezydent Francji, jeździ kolejnym konkurentem, czyli C6-tką. Ale najnowszy DS5 jest czymś, czym nie są tamte auta. Jest jak procesor komputera, który do sprzedaży będzie wprowadzony za jakieś 7 lat. Stary DS też wyglądał jak samochód z innej galaktyki! Ludzie w radomskim salonie Citroena, któremu dziękuję za przygodę z DS5, oglądają i mają już dziś ten procesor, orkę na kołach zwaną Citroenem DS5 oraz jej nieco mniejsze wydanie, czyli DS4. Nawet jeśli nie macie tyle pieniędzy, to idę o zakład, że zwiedzane salonu rozpoczniecie właśnie od tych samochodów.
Bartek Olszewski
Fot., dane techniczne, specyfikacje, więcej informacji na stronie Citroen Polska