Wybory 2015. Marzena Wróbel: Czuję się potraktowana pogardliwie

23 października 2015

– Czy kiedy broniłam prezesa przed komisją śledczą, to też byłam nosicielem tego genu destrukcji? – pyta zaatakowana przez szefa Prawa i Sprawiedliwości Marzena Wróbel. Jednak nie poda Jarosława Kaczyńskiego w trybie wyborczym do sądu. Wymieniany w podobnych okolicznościach przez prezesa PiS Krzysztof Sońta, bagatelizuje sprawę.

  231015marzena   Przypomnijmy: wczoraj podczas pobytu w Radomiu Kaczyński ostro wypowiedział się o starcie Wróbel i Sońty w wyborach do Senatu. Apelował, by nie glosować ani na Sońtę, ani na "tę panią, której obecny prezydent Radomia zawdzięcza swoje stanowisko". -  Ta pani naprawdę ma w sobie jakiś gen destrukcji – mówił. Marzena Wróbel czuje się potraktowana przez prezesa PiS bardzo niesprawiedliwie. - Ten atak był dla mnie szczególnie przykry. Chciałabym zapytać panie prezesie, na czym ten gen destrukcji polega. Pan wielokrotnie, kiedy sam był atakowany, kiedy atakowany był PiS, mówił pan, że nie godzi się atakować przeciwników przez argumenty ad personam, że należy zawsze odnosić się do argumentów ad rem. Czyli nie oceniać cech charakteru i osobowości danej osoby, a oceniać to, co dana osoba konkretnie mówiła. Ataki ad personam oceniał pan jako przykłady przemysłu pogardy i nienawiści  - przypomniała dziś Wróbel zwracając się podczas konferencji prasowej wprost do Kaczyńskiego. I w bardzo emocjonalnym tonie kontynuowała: - Ja czuję się potraktowana pogardliwie. I mam pytanie panie prezesie: czy wtedy, kiedy broniłam pana w komisji śledczej do spraw tzw. nacisków, kiedy z tego powodu byłam poniżana w tejże komisji, czy wtedy też byłam nosicielka genu destrukcji? Proszę mi odpowiedzieć na to pytanie, bo ono jest dla mnie szczególnie istotne. Pan dobrze wie, że wydźwięk tej komisji, wydźwięk medialny, był dla pana korzystny. Tak się działo głównie dzięki mojej pracy. Proszę sobie dzisiaj odpowiedzieć samemu, w duchu, czy pański atak na mnie, atak personalny jest atakiem sprawiedliwym? Wróbel zapytała też prezesa PiS: - Dlaczego mówi pan dzisiaj do mnie per "ta pani"? Ja mam imię i nazwisko, z którego jestem dumna, ponieważ mam konkretne osiągnięcia w pracy w sejmie - zapewniała posłanka i przypomniała swoją działalność parlamentarną, głównie tę o charakterze społecznym. Kandydatka do senatu odpowiedziała też na zarzut Kaczyńskiego, że to przez jej strat w wyborach samorządowych Andrzej Kosztowniak stracił stanowisko prezydenta Radomia. Zaznaczyła, że ona nie weszła do drugiej tury wyborów, a więc nie mogła nikomu zaszkodzić. - Proszę mnie nie eliminować teraz z tego powodu, że nie poparłam pańskiego przedstawiciela - apelowała do prezesa PiS. Wróbel wyjaśniła też, dlaczego jej praca w Senacie ma sens. - Myślę, że nie zwiodłam wyborców. Zawsze byłam córką tej ziemi i zawsze interes mieszkańców był dla mnie interesem najważniejszym. Ja nie zabezpieczałam sobie politycznych tyłów, ja nie prowadziłam polityki transakcyjnej. zawsze występowałam w tych sprawach, których bolały ludzi. I miałam odwagę mówić to głośno i publicznie - przekonywała posłanka. Zapewniała, że ma odwagę mówienia rzeczy niewygodnych i że nigdy nie zawiodła prawicowych wyborców. Marzena Wróbel nie zamierza podawać Jarosława Kaczyńskiego w trybie wyborczym do sądu "ze względu na szacunek do pana prezesa Kaczyńskiego" . - Ja pamiętam, że to jest szef partii, dzięki której ja znalazłam się w Sejmie. Niezależnie od tego, co on o mnie myśli, ja go darzę szacunkiem - wyjaśnia Wróbel. Pretensji do Kaczyńskiego nie ma natomiast Krzysztof Sońta, o którym prezes PiS mówił, że "pochodzi z Ziemi Radomskiej, bo jest właścicielem wielu działek. - To jest tak małostkowe... ja wiem jak te spotkania od kuchni wyglądają. Prezes jedzie i po drodze dowiaduje się od miejscowego lidera... wiec to są słowa pana Marka Suskiego, który - nie wiem - czy zazdrości, czy nie wie, gdzie się takie sprawy kieruje. Skoro ma się mandat od 2001 roku bez względu na to, czy się stoi czy się leży, to mu się należy, to jest to śmieszne. jeżeli pan prezes został taką retoryką poczęstowany, to ją powtórzył - komentuje Sońta. Dodaje, że oświadczenia majątkowe są publiczne i przez wszystkie organy państwa. Krzysztof Sońta wrócił również do kwestii kandydowania z Radomia Adama Bielana. - Nie wierzcie tym politykom, którzy zmieniają zdanie. Ci sami politycy, którzy dzisiaj promują kandydatów z Gdańska jeszcze rok temu mówili jak ważny jest wybór kandydata z Radomia a nie z Płocka. Jeszcze parę lat temu mówili o kandydacie z Gdańska, że dla niego jest forsa najważniejsza. Te same osoby szły do sądu z kandydatem z Gdańska i mówiły, że jest nieodpowiedzialny, ze nie potrafi swoim pracownikom spojrzeć w oczy. Jak to nazwać jak nie obłuda polityczna? - pyta Krzysztof Sońta i pokazuje publikacje, które ukazywały się w prasie, gdy Adam Bielan przystępował do partii Polska Jest Najważniejsza. Bożena Dobrzyńska      
Tags