Grabowski wystawia „Wesele” w „Powszechnym”

16 września 2014
Kolejna - i to jaka! - premiera w Teatrze Powszechnym. W najbliższą sobotę (20 bm., godz. 18) obejrzymy "Wesele" Stanisława Wyspiańskiego w reżyserii Mikołaja Grabowskiego.



 

To będzie zaskakująca inscenizacja (fot. Michał Grabowski). To, jak znakomity reżyser, zinterpretował mlodopolski dramat, częśc widzów mogła sie juz przekonać podczas przedpremierowego spektaklu w czerwcu. I sądząc bo reakcjach, były to wrażenia znakomite.

Sam Grabowski, tuż przed pierwszym pokazem przekonywał dziennikarzy, że „Wesele”, tak jak ponad 100 lat temu "musi rozmawiać o Polsce". - Wyspiański pozwolił sobie na okrutny żart z Polaków, na diagnozę, której się chyba nikt nie spodziewał. Dlatego ten utwór tak silnie wtedy w Krakowie działał – pół Krakowa się na to przedstawienie obraziło, a pół chodziło na nie i wielbiło je – przypomina rezyser. Zaznacza, że wszyscy zaczęliśmy uwielbiać „Wesele” i dlatego nie jest pewny, czy dobrze je czytamy. – Ale „Wesele” jest na tyle pojemnym utworem, że – mam wrażenie – mimo pewnych oczywistości: nie ma już na przykład kwestii niwoli - ta diagnoza naszej polskiej duszy jest nadal obowiązująca. W tym sensie, że ona pojawia się w nieco innej konfiguracji. To jest jakby niedokładnie to, co było ponad sto lat temu, ale jednak myśmy pewne cechy z tamtego okresu zahibernowali w sobie – przekonuje reżyser. Dlatego – jest zdania – możemy dalej mówić tekstem Wyspiańskiego.

Zdaniem twórcy przedstawienia „Wesele’” to noc czarów, postaci pojawiają się i znikają, i to też jest ogromne wyzwanie dla aktorów. - To jest ciągła plątanina emocji, znaczeń. To jest siła tego tekstu, że on dotknął takiej rozchełstanej, wibrującej, szalejącej polskiej duszy, która jest nie do opanowania – objaśnia reżyser . Bo „Wesele” to także noc przemiany, przemiany kogoś w coś. I wszystko się tu zmienia. - Mamy do czynienia z mozaiką ludzkich emocji i namiętności. Skoków, szałów, idiotyzmów, mówienia serio – tłumaczy nasz rozmówca.

Inscenizacja Grabowskiego może zaskakiwać. Choćby sama scenografia i kostiumy:  zamiast bronowickiej chałupy na scenie mamy piętrową kamienicę albo prosty, długi stół, przy którym siedzą weselni goście. Ci zresztą też ubrani w najnowszej mody garnitury, suknie, z rzadka tylko ktoś ma przyodzianą sukmanę, lub kobiecy strój krakowski.

 

Bożena Dobrzyńska