Karol Semik: Chcę podnieść jakość nauczania

28 grudnia 2014
- Proces edukacji musi być zindywidualizowany. Chcę zrobić tak, by racjonalizując wydatki, zmniejszyć liczebność uczniów w klasach – zapowiada Karol Semik, nowy wiceprezydent, któremu podlega radomska oświata.


 

 

- Koło się zatoczyło. Po latach wraca pan do Radomia…
Poprzednia funkcja – mazowieckiego kuratora oświaty – dała mi pewne doświadczenie dotyczące zarządzania edukacją. Województwo mazowieckie jest największym w kraju, więc to co robiłem wcześniej może być przeniesione także do Radomia. Miałem również kontakt z samorządami lokalnymi  Mazowsza, które jest bardzo różne kulturowo i społecznie. Byłem też członkiem komisji wspólnej rządu i samorządu, gdzie dowiadywałem się, czego oczekują i na co liczą samorządy naszego województwa. I to wszystko będę chciał przenieść na grunt tak dużego miasta jak Radom. Chciałbym, by moje doświadczenia owocowały podniesieniem jakości edukacji, relacji społecznych, sposobów podejmowania decyzji, racjonalizowania wydatków. To są zadania, które sobie stawiam. Oczywiście najpierw muszę się zorientować jakim potencjałem na starcie dysponuję. Celem jest zadowolenie środowiska oświatowego. To bardzo ważne, bo zadowolenie z oświaty przekłada się w ogóle na zadowolenie społeczne. Bo czym jest oświata – to młodzi radomianie i ich rodzice i te relacje muszą być satysfakcjonujące przede wszystkim dla nich.

 

- Czy już pan wie, kto będzie dyrektorem wydziału edukacji w urzędzie miejskim?
Jeszcze nie wiem.


- Ale na pewno pan szuka. Gdzie, pośród nauczycieli?
Tak, w tym gronie. Niekoniecznie wśród dyrektorów. Umiejętności i wiedza, które są potrzebne dyrektorowi wydziału edukacji to m.in. kwestia znajomości pewnych procesów, kompetencji jeśli chodzi o zarządzanie pieniędzmi. Ośiata to duży dział budżetu miasta.

 

- Czy Wojciech Bernat jest brany pod uwagę?
Nazwisk nie podam, ale powiem tylko tyle, że nie w tym kierunku idzie moje myślenie.

 

- Bolączką radomskiej oświaty są zbyt liczebne – mimo niżu demograficznego – klasy. I to także w rocznikach najmłodszych. Czy można to zmienić?
- Deklaruję to jako moją wizję. Ograniczenie liczebności klas jest niezbędne, by podnieść jakość nauczania. Mówię to także jako nauczyciel, wychowawca i dyrektor. Miałem klasy 34-osobowe i to była bolączka w indywidualizacji pracy z uczniem. W tej chwili proces edukacji młodego człowieka żyjącego w takim, a nie innym świecie medialnym, musi być zindywidualizowany. To niemożliwe, by funkcjonować w dotychczasowym modelu. Ja chcę zrobić tak, by racjonalizując wydatki, zmniejszyć liczebność uczniów w klasach. To także dobra wiadomość dla nauczycieli. Uważam, że jeśli będą mieć lepsze warunki, to będą lepiej pracować. Tylko to nie jest zadanie, które ja wykonam w pół roku, ale w ciągu kilku lat. Obiecuję to czynić już od roku szkolnego 2015/16.

 

- Pana poprzednik rozesłał do placówek oświatowych apel, w którym uczula dyrektorów i nauczycieli na przejawy rozszerzania się ideologii gender. Co pan o tym sądzi?
Rolą szkoły jest wychowywać, ale to wychowanie jest przede wszystkim przynależne rodzinie. I ja nie muszę wysyłać żadnych listów, nie musze nikogo pouczać. Bardzo cenię różnorodność. Jako kurator współpracowałem z ośmioma diecezjami, z kościołem prawosławnym, z przedstawicielami wielu wyznań, których na Mazowszu jest naprawdę wiele, ale także z ludźmi, którzy nie reprezentują żadnej ideologii – ani chrześcijańskiej, ani muzułmańskiej. I trzeba każdego szanować, a decyzje – i to mówię również jako ojciec czworga dzieci – podejmują przede wszystkim rodzice. Rolą szkoły jest słuchać rodziców i to, co jest dobrą współpracą z rodzicami może przekładać się na dobrą pracę szkoły. I tu nie jest potrzebna ingerencja ze szczebla wiceprezydenta. Ludzie sami w sobie są mądrzy. To jest prawo przyrody – mówię to jako fizyk – która zawsze dąży do stanów energetycznie stabilnych. Nie wolno więc wywoływać czegoś, co jest takim manipulacyjnym, czy regulacyjnym działaniem społecznym.

 

Rozmawiała Bożena Dobrzyńska