Karol Semik: Chcę podnieść jakość nauczania
- Koło się zatoczyło. Po latach wraca pan do Radomia…
Poprzednia
funkcja – mazowieckiego kuratora oświaty – dała mi pewne doświadczenie
dotyczące zarządzania edukacją. Województwo mazowieckie jest największym
w kraju, więc to co robiłem wcześniej może być przeniesione także do
Radomia. Miałem również kontakt z samorządami lokalnymi Mazowsza, które
jest bardzo różne kulturowo i społecznie. Byłem też członkiem komisji
wspólnej rządu i samorządu, gdzie dowiadywałem się, czego oczekują i na
co liczą samorządy naszego województwa. I to wszystko będę chciał
przenieść na grunt tak dużego miasta jak Radom. Chciałbym, by moje
doświadczenia owocowały podniesieniem jakości edukacji, relacji
społecznych, sposobów podejmowania decyzji, racjonalizowania wydatków.
To są zadania, które sobie stawiam. Oczywiście najpierw muszę się
zorientować jakim potencjałem na starcie dysponuję. Celem jest
zadowolenie środowiska oświatowego. To bardzo ważne, bo zadowolenie z
oświaty przekłada się w ogóle na zadowolenie społeczne. Bo czym jest
oświata – to młodzi radomianie i ich rodzice i te relacje muszą być
satysfakcjonujące przede wszystkim dla nich.
- Czy już pan wie, kto będzie dyrektorem wydziału edukacji w urzędzie miejskim?
Jeszcze nie wiem.
- Ale na pewno pan szuka. Gdzie, pośród nauczycieli?
Tak, w tym gronie. Niekoniecznie wśród dyrektorów. Umiejętności i wiedza,
które są potrzebne dyrektorowi wydziału edukacji to m.in. kwestia
znajomości pewnych procesów, kompetencji jeśli chodzi o zarządzanie
pieniędzmi. Ośiata to duży dział budżetu miasta.
- Czy Wojciech Bernat jest brany pod uwagę?
Nazwisk nie podam, ale powiem tylko tyle, że nie w tym kierunku idzie moje myślenie.
-
Bolączką radomskiej oświaty są zbyt liczebne – mimo niżu
demograficznego – klasy. I to także w rocznikach najmłodszych. Czy można
to zmienić?
- Deklaruję to jako moją wizję. Ograniczenie liczebności
klas jest niezbędne, by podnieść jakość nauczania. Mówię to także jako
nauczyciel, wychowawca i dyrektor. Miałem klasy 34-osobowe i to była
bolączka w indywidualizacji pracy z uczniem. W tej chwili proces
edukacji młodego człowieka żyjącego w takim, a nie innym świecie
medialnym, musi być zindywidualizowany. To niemożliwe, by funkcjonować w
dotychczasowym modelu. Ja chcę zrobić tak, by racjonalizując wydatki,
zmniejszyć liczebność uczniów w klasach. To także dobra wiadomość dla
nauczycieli. Uważam, że jeśli będą mieć lepsze warunki, to będą lepiej
pracować. Tylko to nie jest zadanie, które ja wykonam w pół roku, ale w
ciągu kilku lat. Obiecuję to czynić już od roku szkolnego 2015/16.
-
Pana poprzednik rozesłał do placówek oświatowych apel, w którym uczula
dyrektorów i nauczycieli na przejawy rozszerzania się ideologii gender.
Co pan o tym sądzi?
Rolą szkoły jest wychowywać, ale to wychowanie
jest przede wszystkim przynależne rodzinie. I ja nie muszę wysyłać
żadnych listów, nie musze nikogo pouczać. Bardzo cenię różnorodność.
Jako kurator współpracowałem z ośmioma diecezjami, z kościołem
prawosławnym, z przedstawicielami wielu wyznań, których na Mazowszu jest
naprawdę wiele, ale także z ludźmi, którzy nie reprezentują żadnej
ideologii – ani chrześcijańskiej, ani muzułmańskiej. I trzeba każdego
szanować, a decyzje – i to mówię również jako ojciec czworga dzieci –
podejmują przede wszystkim rodzice. Rolą szkoły jest słuchać rodziców i
to, co jest dobrą współpracą z rodzicami może przekładać się na dobrą
pracę szkoły. I tu nie jest potrzebna ingerencja ze szczebla
wiceprezydenta. Ludzie sami w sobie są mądrzy. To jest prawo przyrody – mówię to jako fizyk – która zawsze dąży do stanów energetycznie
stabilnych. Nie wolno więc wywoływać czegoś, co jest takim manipulacyjnym,
czy regulacyjnym działaniem społecznym.
Rozmawiała Bożena Dobrzyńska