Kolejne drzewa nie pójdą pod topór?
Na początku stycznia wiceprezydent Konrad Frysztak zdecydował, że przez
najbliższe trzy miesiące drzewa – mimo pozwolenia na ich usunięcie – nie
będą wycinane. Teraz ten okres się wydłuży, bo miasto chce dokładnie
sprawdzić, gdy wiosna już zacznie się wegetacja, czy rzeczywiście drzewa
powinny iść pod topór.
- Skala zjawiska wzbudziła ogromny niepokój społeczny, dlatego postanowiliśmy przyjrzeć się sprawie bardziej dokładnie - wyjaśnia wiceprezydent. W ubiegłym roku w Radomiu wycięto za zgoda wojewódzkiego konserwatora przyrody 337 drzew; podobny los czeka teraz kolejne 176, w tym 71 na Plantach, a nawet 20 – 30 w parku Kościuszki.
- Byliśmy zszokowani tą ilością – przyznaje dyrektor wydziału ochrony
środowiska urzędu miejskiego Grażyna Krugły, która od razu zastrzega, że
magistrat nie wydaje pozwoleń na wycinkę. – Przepisy są takie, że
prezydent nie może działać we własnej sprawie, dlatego zezwolenia w
ramach Kolegium Samorządowego wydaje np. wójt sąsiedniej gminy albo
starosta. Stąd pozwolenia na usunięcie drzew w Radomiu wydawał np. wójt
Kowali, czy Jedlińska – tłumaczy dyrektor Krugły. Dodaje, że o
pozwolenie na wycinkę stara się zawsze samodzielnie właściciel terenu,
np. spółdzielnia mieszkaniowa, czy szkoła.
- Dlatego myślimy o powołaniu w urzędzie koordynatora, który zająłby się
problemem całościowo – zaznacza Konrad Frysztak. Zapowiada, że miasto
przyjrzy się teraz dokładniej każdej decyzji dotyczącej usunięcia drzew,
bo być może uda się uratować choćby jedno.
– To aż dziwne, że zapadły decyzje o usunięciu drzew w zrewitalizowanych już parkach – Kościuszki i na Plantach – mówi wiceprezydent.
Osobnym problemem jest wycinka drzew prowadzonych przez MZDiK, np. planowana na ten rok na ul. Narutowicza. - Jeśli chodzi o wycinke w pasach drogowych obowiązują nieco inne zasady. Dodatkowo należy uzyskać opinię Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. Musimy tez pamiętać, że w tym przypadku pierwszeństwo maja względy bezpieczeństwa. Tymczasem sadzone kiedyś przy drogach zwłaszcza topole i klony szerokolistne, to takie miejskie śmieci. Ich korzenie rozrastają się do tego stopnia, że uszkadzają podziemną infrastrukturę. Te korzenie są też uszkodzone przez chemiczne środki używane zimą do oczyszczania nawierzchni ulic. Z kolei gałęzie, podczas wichur obłamują się i zagrażają przechodniom i samochodom – wyjaśnia szefowa wydziału ochrony środowiska.
- Ale też będziemy się przyglądać planom usuwania drzew w pasach drogowych – zapewnia wiceprezydent Frysztak.
Bożena Dobrzyńska