
"Łowca" to współczesna wersja „polowania na czarownice". Akcja sztuki rozgrywa się w nieokreślonym bliżej czasie, w miejscu, gdzie panują zasady jakby żywcem wyjęte z powieści George'a Orwella. Małżeństwo Samuela i Judith Covley'ów przeżywa trudny czas... Niedawno zmarł ich jedyny syn, a stanowiąca główne źródło utrzymania farma nie przynosi oczekiwanych plonów. W okolicy zaczyna krążyć plotka, że wszystkim nieszczęściom winna jest... plaga lisów. Pojawiający się pewnego dnia w domu Covley'ów wykwalifikowany łowca, William Bloor, ma zbadać sytuację i pomóc w walce z drapieżnikami. Przyjazd Bloora na zawsze odmieni życie nie tylko Judith i Sama.
- Atrakcyjność tego utworu polega na tym, że opowiada on ludzkie historie w taki bardzo dojmujący sposób. Bardzo wzruszający. Ale przecież jest to metafora. King opowiada o rzeczywistości współczesnej, z tym że ta współczesność to może być kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt lat wstecz, może być obecnie, może być za ileś lat, ponieważ pewne sytuacje są niezmienne. Mówię "niestety", bo to historia o rzeczywistości totalitarnej - wyjaśnia reżyser. Podkreśla, że bohaterowie żyją w świecie, gdzie panuje terror, dyktatura. - Do końca nie jest określone kto rządzi, kto sterroryzował tę społeczność. Wiemy, że jest podział: na "jednych" i "drugich". Na tych, którzy utrzymują kraj w posłuchu, w lęku, w terrorze i tych, którzy temu terrorowi ulegają - tłumaczy Zawodziński. Dlatego autor sztuki stawia pytanie: jak w takich nieludzkich czasach zachować to, co świadczy o naszym człowieczeństwie? - Tutaj to zniewolenie nie dotyczy tylko tej zewnętrznej wolności, chociaż też. Dotyczy głównie jak manipulować intymnością człowieka, jak w chodzić w t,o co jest najbardziej osobistym światem każdego człowieka. Nawet tę sferę próbują zawłaszczyć. Przejmujący tekst, który mówi o zagrożeniach. A żyjemy w czasach, gdy z jednej strony jeszcze delektujemy się poczuciem, że jesteśmy bezpieczni, ale z drugiej strony te zagrożenia, te echa, to przeczucie, że oto świat jest na jakimś zakręcie - do nas docierają. Sztuka już dość dawno diagnozowała. Mówiono wtedy, że jest przeczulona. Tymczasem okazuje się, że rzeczywistość jest niebezpieczniejsza, a ludzie niczego się nie nauczyli - uważa Waldemar Zawodziński.
W spektaklu uwagę przykuwa tytułowy "Łowca". Kim jest? - Jego postać jest figurą oprawcy wyrafinowanego. To nie jest ten, który zabija pistoletem. To jest ten, który potrafi odebrać człowiekowi wszystko to, co stanowi o jego zewnętrznej i wewnętrznej wolności. Stosuje metody bardzo wyrafinowane; w tekście się mówi, że jego indoktrynacja odbywała się od najmłodszych lat; od piątego roku życia werbuje się do tego chłopców. Historia zna takie przypadki (i, niestety, historia lubi się powtarzać), kiedy odbiera się rodzicom dzieci i w imię ideologii kształtuje się osobowość, preparuje się człowieka, który jest przeznaczony do zadań szczególnych, do łamania ludzi - mówi reżyser "Łowcy".
Ale postać Łowcy nie jest moralnie jednoznaczna - zła. - Tu jest pokazany cały dramat tego człowieka, który do pewnego momentu indoktrynowany wierzy w pewne idee konstytuujące cały jego świat. I w pewnym momencie on sobie uzmysłowił, że to nie jest tak, jak sobie wyobrażał. A więc runął ten cały jego świat. Zatem po jednej stronie mamy tych, którzy są uciemiężeni, ale z drugiej także dramat oprawcy. I to jest w tym takie interesujące, że nie jest tu wszystko czarne i białe - przekonuje Waldemar Zawodziński.
W spektaklu grają: Aleksandra Bogulewska, Joanna Zagórska, Karol Puciaty, Łukasz Stawowczyk.
Bożena Dobrzyńska
Zdjęcia z próby generalnej Marian Strudziński