Znasz polską ortografię? Sprawdź się na tekstach radomskiego dyktanda
1 października 2017
„Wyznanie poety wierszoklety”, który ma problemy z poprawną pisownią stanowiły w tym roku tekst dyktanda w XII konkursie o tytuł Radomskiego Mistrza Polskiej Ortografii. Drugi test pisali – po raz pierwszy w historii – dotychczasowi laureaci zmagań.
Do pierwszego, otwartego konkursu przystąpiło 98 osób z Radomia i powiatu radomskiego. Prof. dr. hab. Andrzej Markowski jak zawsze przygotował coś specjalnego. Tym razem było to rymowane Wyznanie poety wierszoklety. Wydaje się, że nie mogło być zbyt trudne. Nic bardziej mylnego, tekst wymagał bardzo rozległej znajomości zasad ortograficznych. Następnie nagrodzeni w poprzednich edycjach walki o tytuł Radomskiego Mistrza Polskiej Ortografii mogli się zmierzyć w zmaganiach o wyłonienie najlepszego z nich. Autor dyktanda zawiesił wysoko poprzeczkę. C
I nagrodę w tym roku zdobył Michał Tuzimek, II - Julia Wróbel, a III - Karolina Wasik. Przyznano też trzy równorzędne wyróżnienia dla Moniki Szewczyk-Roli, Piotra Czerskiego i Łukasza Sałaja. Komisja konkursowa uhonorowała pozakonkursową nagrodą specjalną Arkadiusza Kleniewskiego za wyśmienitą znajomość zasad ortografii polskiej.
Wśród mistrzów najlepszą okazała się Agnieszka Jaworska-Więcoszek.
A toto teksty obu dyktand
Wyznanie poety wierszoklety
Gdym pisał niegdyś nieskromny poemat, / To co dzień miałem zaprawdę dylemat: / Użyćli naraz w nim onomatopej, / A wiersz to miałby być na pewno trochej, / Czy też posłużyć się niewprawnym jambem, / A rytm podrobić pod kubańską sambę. / I wówczas tak by wybrzmiał niedżezowy // niejazzowy rym: / Hop siup, tarara albo i rym-cym-cym. / Tu wstawić w wersie chciałbym wielokropek. / Wtem jednak dziarski ów chłopek-roztropek, / Na bakier będąc z mą interpunkcyją, / Wykrzyknął raz w głos: „Niechże mnie zabiją, / Lecz znowuż jakież nowe hocki-klocki / Chcą wte i wewte wyczyniać panoczki, / Ni stąd, ni zowąd, boć tu wielokropka / Nie trzeba. Winna się zapewne kropka / Pojawić. Przecież gdzie indziej na pewno / Można by z nutką tą bezsprzecznie rzewną/ Połączyć znak ów wielkiej niepewności,/ Jako że kropki w ogóle jawności/ W wypowiedzeniach nie unaoczniają/ We trzy za sobą stojąc tylko dają / To, że naprawdę człowiek się nasili, / Myśląc, cóżeście tutaj nadrobili, / Te niby-punkty do wiersza stawiając”.
Dyktando mistrzów
Przedjaskiniowy landszafcik
Kiedy szarogranatowy mrok z nagła się rozprószył, Ksymena z wolna otworzyła oczy. Musiała
jednakże od razu je zmrużyć, gdyż poraził ją przenikliwie ostry niby-laserowy strumień światła.
W okamgnieniu zrozumiała, że leży przed niemalże siedemsetmetrową jaskinią, do której,
szwendając się wkoło wylotu, nierozsądnie wsunęła się była bez najniezbędniejszego zabezpieczenia.
Skonfundowana bezroztropnością swojego postępowania chciałaby doprawdy uciec jak najdalej, gdzieś do Shrekowego Zasiedmiogórogrodu i zaszyć się tam w najniedostępniejszych ostępach puszczy. Albo pogrążyć się wponadkilometrowej głębi Morza Saragassowego, w bermudach lub nawet bez bermudów, byle tylko jak najdalej od tych superzatroskanych quasi-ochotników ratowników, drepczących w tę i we w tę po nieskoszonej bujnej trawie w oczekiwaniu na helikopter TOPR-u.
Wtem uświadomiła sobie, że wieloprzegródkowa torba-plecak, którą miała przerzuconą przez ramię, wonczas gdy zagłębiała się w megaprzepastną jaskinię, zsunęła się najwidoczniej w głąb, gdyż nie dostrzegała jej wokół siebie. A gdzie indziej nie mogła jej zostawić, bo skądinąd pamiętała, że gdzieniegdzie wyciągała z niej różne fatałaszki niezadługo przed tym, jak zeszła w otchłań jaskini.
Byłażby to strata niepowetowana? Bo oprócz błahostek i fintifluszek, takich jak zalotka do podkręcania rzęs czy barbadoski zestaw mini do cellulitu, były tam ingrediencje do proliferacji komórek tkanki łącznej, zwłaszcza fibroblastów produkujących kolagen. A taka strata skazywałaby Ksymenę na odejście w urodowy niebyt. Wtem kątem oka spostrzegła, że jakiś nieuważny toprowiec // TOPR-owiec wymachiwał jej nieomal straconą torbą tuż tuż przed jej skołataną głową. Zrazu jęknęła więc z cicha, wskazując palce m na torbę, i natenczas ścichła, tracąc znowuż przytomność.