Nie chcą masztu nadawczego

12 sierpnia 2008
Zasypywanie łopatami zbrojeń przygotowanych do wylania fundamentów, transparenty i dużo emocji. Tak mieszkańcy Pruszakowa protestowali wczoraj przeciwko budowie masztu operatora sieci Era.Czy telefony zamiast łączyć, zaczną dzielić?


 

Nadajnik Polskiej Telefonii Cyfrowej ma stanąć na działce przy ulicy Szymańskiego, którą operator Ery wynajął od właścicielki. Kobieta przyznaje, że działkę wynajęła, ale twierdzi, że nie miała świadomości ewentualnych zagrożeń. – Nie wiedziałam, że maszt, który ma tu stanąć, może mieć negatywny wpływ na zdrowie okolicznych mieszkańców. Jeśli ekspertyzy wykażą szkodliwe promieniowanie, będę chciała zerwać umowę z Erą – zapowiada.

Jednak ludzie mieszkający w bliskim sąsiedztwie miejsca, w którym ma stanąć maszt, nie czekając na ekspertyzy, wzięli sprawy w swoje ręce. - Wystosowaliśmy pisma do prezydenta Kosztowniaka, w których nie zgadzaliśmy się na powstanie w naszej okolicy tego masztu, ale odpowiedzi nie dostaliśmy. Nikt nas nie pytał, czy chcemy i czy się zgadzamy na tę inwestycje – mówią zgodnie mieszkańcy Pruszakowa. Protestujący chwycili za łopaty i zaczęli zasypywać zbrojenia przygotowane do zalania betonem. Trzymali transparenty, na których dobitnie wyrazili swoje obawy – m.in. „Era życie nam odbiera”. Były krzyki: „Nie chcemy tu masztu, nie zgadzamy się!”. Ludzie są przekonani, że w promieniu 300 m od masztu będzie występować szkodliwe dla zdrowia promieniowanie.

Do protestujących mieszkańców Pruszakowa przyjechał kierownik budowy Leszek Pielak. Zasypywanie przygotowanych szalunków pod fundamenty nazwał „bandyckim napadem”. Na miejsce przyjechała policja, aby załagodzić sytuację.

Mieszkańcy po kilku godzinach zaczęli rozchodzić się do domów. Twierdzą jednak, że to nie ostatni protest w tej sprawie. W ubiegły piątek, aby nagłośnić problem, blokowali krajową „siódemkę”. Zapowiedzi nie są więc gołosłowne.