Nie chcą masztu nadawczego

Nadajnik Polskiej Telefonii Cyfrowej ma stanąć na działce przy ulicy
Szymańskiego, którą operator Ery wynajął od właścicielki. Kobieta
przyznaje, że działkę wynajęła, ale twierdzi, że nie miała świadomości
ewentualnych zagrożeń. – Nie wiedziałam, że maszt, który ma tu stanąć,
może mieć negatywny wpływ na zdrowie okolicznych mieszkańców. Jeśli
ekspertyzy wykażą szkodliwe promieniowanie, będę chciała zerwać umowę z
Erą – zapowiada.
Jednak ludzie mieszkający w bliskim sąsiedztwie miejsca, w którym ma
stanąć maszt, nie czekając na ekspertyzy, wzięli sprawy w swoje ręce. -
Wystosowaliśmy pisma do prezydenta Kosztowniaka, w których nie
zgadzaliśmy się na powstanie w naszej okolicy tego masztu, ale
odpowiedzi nie dostaliśmy. Nikt nas nie pytał, czy chcemy i czy się
zgadzamy na tę inwestycje – mówią zgodnie mieszkańcy Pruszakowa.
Protestujący chwycili za łopaty i zaczęli zasypywać zbrojenia
przygotowane do zalania betonem. Trzymali transparenty, na których
dobitnie wyrazili swoje obawy – m.in. „Era życie nam odbiera”. Były
krzyki: „Nie chcemy tu masztu, nie zgadzamy się!”. Ludzie są
przekonani, że w promieniu 300 m od masztu będzie występować szkodliwe
dla zdrowia promieniowanie.
Do protestujących mieszkańców Pruszakowa przyjechał kierownik budowy
Leszek Pielak. Zasypywanie przygotowanych szalunków pod fundamenty
nazwał „bandyckim napadem”. Na miejsce przyjechała policja, aby
załagodzić sytuację.
Mieszkańcy po kilku godzinach zaczęli rozchodzić się do domów. Twierdzą
jednak, że to nie ostatni protest w tej sprawie. W ubiegły piątek, aby
nagłośnić problem, blokowali krajową „siódemkę”. Zapowiedzi nie są więc
gołosłowne.