Najpierw „Ślub”, potem „Pornografia”

30 października 2008
Dwa znakomite przedstawienia podczas Festiwalu Gombrowiczowskiego. To „Ślub” w interpretacji Teatru im. Jaracza w Łodzi i „Pornografia” warszawskiego „Powszechnego”. Łódzki ślub to znakomicie podany tekst


Łódzkim spektaklem widzowie byli zauroczeni, a na koniec długo nie milkły brawa. Było bowiem co oklaskiwać – bardzo oszczędną, surową wręcz scenografię, sam pomysł inscenizacyjny oddający istotę Gombrowiczowskiego tekstu, wreszcie aktorstwo. Wreszcie zobaczyliśmy – i usłyszeliśmy – Gombrowicza bez nadmiernego, a tak często stosowanego przez reżyserów i scenografów efekciarstwa, gdzie główną rolę gra dobrze wypowiedziane słowo i oryginalna Gombrowiczowska językowa fraza. Gdzie nie trzeba niczym wzmacniać charakterystycznej dla pisarza ironii, przesady, przerysowania. Łódzki „Ślub” w reżyserii Waldemara Zawodzińskiego to mój zdecydowany faworyt do wygrania festiwalu i to w kilku kategoriach.

 

Mogą mu zagrozić już tylko dwa spektakle - „Pornografia” i „Trans-Atlantyk”; ten drugi zobaczymy na zakończenie festiwalu – w piątek. Ale i przedstawienie Teatru Powszechnego to dla Ślubu” w reżyserii Waldemara Śmigasiewicza duża konkurencja. „Pornografia” jest jednym z niewielu utworów Gombrowicza, gdzie mamy w miarę czytelnie opowiedzianą pewną historię, a sceniczne „dzianie się” jest jej podporządkowane. To ważne spostrzeżenie, bo rzecz dotyczy przecież wydarzeń z czasów wojny, ściślej konspiracji; jednak – jak to u Gombrowicza – pokazanej w krzywym świetle, nasyconej parodią, ironią. Jednym słowem – jest „i śmieszno, i straszno”. Janusz Majcherek recenzując (GW) warszawski spektakl w „Powszechnym” pisał: „Pornografia" jest tak śmieszna, że gdybym nie wiedział, kto jest jej autorem, chwilami bym sądził, iż oglądam sceniczną wersję serialu "Allo, Allo!" przeniesionego w realia polskiego dworu w dobie niemieckiej okupacji. Za tym porównaniem nie kryje się złośliwość. Brytyjski serial uważam za arcydzieło gatunku. Przyszedł mi do głowy jako przykład użycia parodii w celu zażartowania z aktywności konspiracyjnej”.

Jeśli dodać, że w sztuce oglądamy czołówkę polskich aktorów zarówno średniego pokolenia (Stroiński, Kaczor, Żółkowska), jak i młodszych (Woronowicz, Sitarski), którzy pokazują swój kunszt niemal w każdej minucie spektaklu. Trudne zadanie czeka jutro Stary Teatr z Krakowa. Jutro też jury festiwalowego konkursu przyzna swoje nagrody.

Bożena Dobrzyńska