Bardzo kosztowny żart
Gdy oficer dyżurny odebrał telefon usłyszał w słuchawce okrzyk: „Dusi mnie!” i charczenie. Policjanci podejrzewając, ze pomocy potrzebuje osoba, która dostała zawału próbowali go ratować – tłumaczy Rafał Jeżak z zespołu d.s. komunikacji społecznej KMP w Radomiu.
Ponieważ mężczyzna zdążył tylko podać nazwę ulicy i połączenie zostało zerwane, oficer dyżurny kilkakrotnie próbował dodzwonić się do alarmującego, lecz ten nie odbierał telefonu. Dlatego na Michałów zostały wysłane policyjne patrole oraz pogotowie ratunkowe. - Mając niedokładny adres policjanci zaczęli sprawdzać piętro po piętrze jeden z wieżowców. Z telefonów komórkowych dzwonili też na numer zgłaszającego nasłuchując, czy za jakimiś drzwiami w bloku nie odezwie się dzwonek telefonu, co pomogłoby w ustaleniu miejsca skąd dzwoniono na policję. Policjanci pukali do każdych drzwi rozmawiając z mieszkańcami bloku - relacjonuje Jeżak.
W tym samym czasie oficer dyżurny starał się ustalić dokładny adres zgłaszającego. Gdy to się udało, policjanci natychmiast pobiegli pod wskazany adres. - Drzwi otworzył słaniający się na nogach 35-letni mężczyzna, od którego czuć było alkohol. Zachowywał się bardzo arogancko i zaprzeczał, że gdziekolwiek dzwonił – mówi Jeżak.
Żart będzie radomianina słono kosztować. Odpowie za niego przed przed sądem. - Numery alarmowe policji, straży pożarnej i pogotowia ratunkowego służą do wzywania pomocy do osób, które potrzebują interwencji określonych służb. Jeśli ktoś wykorzystuje je dla zabawy, utrudnia dodzwonienie się tym, którzy naprawdę potrzebują pomocy no i musi liczyć się z odpowiedzialnością karną – przypomina Rafał Jeżak.
(bdb)