Kto był szybszy, mniej dostał

2 grudnia 2008

- Przez szpaler milicjantów nie szedłem, tylko biegłem. Im szybciej przebiegłeś, tym mniej dostałeś.  Kto upadł, strasznie dostawał - relacjonował przed sądem poszkodowany podczas radomskich wydarzeń w czerwcu 1976 r. Zeznawali pokrzywdzeni

 



Dziś w radomskim Sądzie Okręgowym przesłuchano świadków i poszkodowanych, którzy zostali przewiezieni 25 czerwca 1976 r. z Radomia do Szydłowca. Przypominamy: mieli tam być bici przez funkcjonariuszy ZOMO, m.in. na tzw. ścieżkach zdrowia. W tej sprawie trzydziestu byłych milicjantów oskarżonych jest o psychiczne i fizyczne znęcanie się nad 28 uczestnikami radomskiego protestu z 1976 roku. Odpowiadają za wydarzenia z 25 i 26 czerwca; mieli znęcać się nad zatrzymanymi, których konwojowali a potem osadzili w Szydłowcu. Prokurator z IPN zarzuca im narażenie pokrzywdzonych na utratę zdrowia lub życia, popełnienie czynów stanowiących zbrodnię komunistyczną.

Na dwóch poprzednich rozprawach przesłuchano oskarżonych milicjantów. Tylko jeden z nich przyznał, że widział jak ludzie byli bici, reszta byłych zomowców zaprzecza, aby sami bili i aby widzieli bicie kogokolwiek w Szydłowcu. Wydarzenia sprzed ponad trzydziestu lat zupełnie inaczej opisują zatrzymani. - Już po demonstracji ok. godz. 16 wzięli mnie z łapanki do radiowozu. Nie powiedzieli dlaczego mnie zabierają i gdzie. Z Radomia pojechałem w więźniarce, jak się później okazało do Szydłowca. Tam wszystko się rozegrało - opowiadał Zbigniew A.

- Na miejscu, przy wyjściu z więźniarki z jednej i drugiej strony zobaczyłem ustawione szpalery milicjantów. Przez tę ścieżkę przebiegłem wraz z innymi do budynku komendy. Wtedy przy wyprowadzaniu funkcjonariusze użyli swoich "szabli", czyli długich pałek milicyjnych. Te tylko świszczały w powietrzu, gdy nas okładali. Sceny były jak na filmie "Krzyżacy" - próbował oddać dramatyzm tamtych chwil  pokrzywdzony. 

Okazało się też, że w budynku komendy nie było lepiej. Tam również działy się dantejskie sceny. Zatrzymanym kazano wyrzucić pod ścianę wszystkie rzeczy, jakie mieli przy sobie. Wielu zostało ciężko pobitych. - Miałem oparzoną rękę od wybuchu petardy. Gdy jeden z milicjantów ją zobaczył powiedział: " Ty bohater! Szyby wybijałeś!". Zaraz po tym dostałem od dwóch zomowców. Bili mnie aż mi ta rana na ręku pękła - relacjonuje Zbigniew A.

Pokrzywdzeni przyznają, że wiele szczegółów już nie pamiętają. - Nie pamiętam jak byli ubrani, ani ilu ich było w szpalerze. Byłam w szoku, bałam się - zeznawała jedna z pokrzywdzonych kobiet.

(gmar)