Wypuszczamy obligacje, zadłużamy miasto

Sesję Rady Miejskiej, na której debatowano o problemach finansowych gminy, przewodniczący Dariusz Wójcik zwołał na wniosek prezydenta w trybie nadzwyczajnym. Okazało się bowiem - jak relacjonowała to dziś skarbniczka Urzędu Miejskiego Krystyna Dadej - że w kasie miasta brakuje pieniędzy na pokrycie części deficytu budżetowego, który wynosi już prawie 225 mln zł. - Obligacje są sposobem by pozyskać środki na utrzymanie płynności finansowej - przekonywała. Dodała, że miasto czeka także na zrefundowanie już prowadzonych inwestycji w ramach programów unijnych. - Jeśli uchwała nie zostanie przyjęta, to nie będziemy mogli płacić faktur i normalnie funkcjonować - przestrzegała K. Dadej.
Radni - co było do przewidzenia - podzielili się na wyraźnych zwolenników i gorących przeciwników emitowania obligacji. Jakub Kowalski, Kazimierz Staszewski, Adam Bocheński (wszyscy PiS) twierdzili, że skoro w grudniu 2008 r. opozycja powiedziała "a"- czyli głosowała za budżetem, to teraz musi powiedzieć "b", czyli dać prezydentowi instrument na sfinansowanie deficytu. Podkreślali, że jeśli opozycja będzie przeciw, wykaże się ogromną nieodpowiedzialnością. - 200 mln zł nie da się wyczarować z kapelusza - mówił Kowalski. Karol Sońta (PiS) uznał, że głos przeciw obligacjom, jest głosem "przeciwko rozwojowi miasta".
Opozycja nie dawała za wygraną. Krzysztof Gajewski (Radomianie Razem) zapewniał, że przez 19 lat działalności w samorządzie nie pamięta takiej sytuacji. - Chciałem przerosić pana, panie prezydencie - zwrócił się do Kosztowniaka. - Podczas uchwalania budżetu proponowałem, by panu przyznać nagrodę Nobla w dziedzinie ekonomii, ale pomyliłem się. Kredyty należy spłacać, obligacje wykupić. Trzeba było wszystko dokładnie policzyć, nawet w bankomacie jest limit, nie można brać pieniędzy bez końca - wyliczał dlaczego jest przeciwny. I zakończył parafrazując piosenkę: "Panie Andrzeju, pan się nie boi, 15 radnych za panem stoi".
W podobnym tonie wypowiadali się też: Kazimierz Woźniak (Radomianie Razem) i Waldemar Kordziński (PO), którzy zastrzegali, że nie są przeciwni obligacjom, ale oczekiwali merytorycznej dyskusji, próby zastanowienia się jak wybrnąć z sytuacji. Proponowali, by oszczędzać, ewentualnie zrezygnować z niektórych inwestycji. Głos Jakuba Kluzińskiego (niezależny) był najostrzejszy w tonie. - Pan prezydent doprowadził miasto na skraj bankructwa. Firma, która traci płynność finansową, bankrutuje, a to jest zawsze efekt złego zarządzania - tłumaczył.
Bohdan Karaś (SLD - Porozumienie Lewicy) odpowiadał na pytania radnych koalicji, w czym Radom jest gorszy od innych miast, że nie może wyemitować obligacji, skoro tamte to robią. - O innych miastach centralne gazety nie piszą, że ich prezydenci są w trzeciej lidze, "Przekrój", że jesteśmy na ostatnim, a "Rzeczpospolita" na przedostatnim miejscu w ich rankingach - przypominał.
Prezydent Andrzej Kosztowniak wypunktował opozycji, że współpracowała przy konstruowaniu budżetu miasta i powinna mieć świadomość, że deficyt trzeba spłacać. - Wasze postulaty zostały wtedy w dużej mierze przyjęte. Obligacje są tańsza formą sfinansowania deficytu - przekonywał.
Głosowanie nad projektem uchwały było imienne. I znów obyło się bez niespodzianek. Trzynastka z Prawa i Sprawiedliwości oraz Agata Morgan i Agnieszka Lisiecka-Kowalczyk (formalnie niezależne) opowiedziały się za, natomiast cała opozycja przeciw.
Bożena Dobrzyńska