Najeżone trudnościami

O tytuł Radomskiego Mistrza Ortografii Polskiej będzie można walczyć w tym roku 19 września. - Dyktando objęła patronatem wicemarszałek Senatu RP Krystyna Bochenek, zaś tekst zgodził się
napisać i wiedzę radomian sprawdzić już po raz czwarty prof. Andrzej Markowski, przewodniczący
Rady Języka Polskiego przy Polskiej Akademii Nauk - informuje Ilona Michalska-Masiarz z działu promocji Miejskiej Biblioteki Publicznej.
Czwarte "Dyktando Radomskie" odbędzie się w ramach Europejskich Dni Dziedzictwa 19 września br. o godz. 11 w Sali Koncertowej Radomskiej Orkiestry Kameralnej (ul. Żeromskiego 53). Zgłoszenia należy składać do 16 września 2009 r. w bibliotece przy ul. Piłsudskiego 12. - Można się również zgłaszać telefonicznie pod numerem tel. (048) 362 67 35 lub za pomocą poczty elektronicznej. Nasz e-mail: biblioteka@mbpradom.pl - wyjaśnia Michalska. Dodaje, że w konkursie mogą wziąć udział wyłącznie mieszkańcy Radomia.
Szczegółowy regulamin dostępny jest na stronach: www.mbpradom.pl, www.radom.pl oraz w siedzibie biblioteki i jej filiach.
(bdb)
Sprawdź, czy masz szansę na tytuł i nagrodę. Oto tekst ubiegłorocznego dyktanda:
Wczesnoczerwcowy upał w Skarżysku-Kamiennej
Późnopopołudniowe słońce prażyło niemiłosiernie znad rozżarzonych dachów findesieclowych kamieniczek. Parzące kocie łby, niezmienione od przeszło ćwierć wieku na placu Na Skraju, trzeba by chyba było bez ustanku zraszać wodą, strzykającą z niejednego tu hydrantu, by zniknęło przyprószenie zszarzałym kurzem, z lekka upodabniające spierzchniętą nawierzchnię do quasi-pustyni Kalahari.
Ponadtrzydziestopięciostopniowy upał zwarzył nie tylko bladoróżowy lwipyszczek, gorzko pachnące listki szałwii i lekko fioletowe kwiaty surfinii, gdzieniegdzie zsuwające się bezładnie z wyprażonych balkonów z balustradkami powyginanymi w esy-floresy, lecz także nadwerężył dwa rzędy tui, rozrzuconych w tę i we w tę stronę przy północno-wschodniej pierzei placu.
Półzwinięte markizy minikawiarni o pretensjonalnej nazwie „Dróżka u Strużki" przypominały teraz pół wyżęte, pół mokre płachty luźno zwisającej żorżety, niedającej ani krzty chociażby pseudocienia.
Znienacka, z naprzeciwka, z alei 3 Maja, spoza samotnej robinii, tuż-tuż obok zdezelowanego hydrantu, wychynął spotniały, ale i zsiniały komiwojażer, powłóczący nogami, jakby przygwożdżonymi do podłoża, ciągnący z trudem wózek-sklepik, pełen barachła, ohydztwa i paskudztwa, spod którego z rzadka widać było niespotykanej urody półrzeźby, reliefy i fajansowe cacuszka. Z wolna rozpostarł miniparasol i – dysząc ciężko – przykucnął przy hydrancie. Haustami chłeptał do woli wodę, chłonąc jej rzeźwy chłód, a wkrótce potem, westchnąwszy, zaczął powoli rozścielać swój nie najzasobniejszy kram po prostu na trotuarze.
Szczęść Boże, kramarzu! Oby cię upał nie zmorzył i obyś zarobił co nieco na swoje, nie największe przecież, potrzeby!