Przechytrzyć lisa

8 listopada 2009
- Na lisa jest zawsze sposób - przekonuje Sebastian Grzeszczyk, zwycięzca tegorocznego biegu organizowanego przez Studencki Klub Jeździecki Politechniki Radomskiej. W Pionkach ścigano lisa na... motocyklach.  Lisią kitę złapał Sebastian Grzeszczyk

W gonitwie za lisem o puchar rektora uczelni uczestniczyło 29 koni i jeźdźców. Mimo nienajlepszej pogody do Lesiowa przyjechało sporo miłośników koni i jeździeckiego sportu.

Lis w tym roku bronił się wyjątkowo dzielnie. Konradowi Mazurowi z lisią kitą długo udawało się kluczyć i uciekać przed ścigającymi go zawodnikami. - To trudniejsze niż gonienie lisa - przekonywał po zakończeniu biegu. - Ale mam bardzo zwrotnego konia, stanowimy z Niko zgraną parę. Dałem radę, ale oczy musiałem mieć dookoła głowy - śmiał się. W roli lisa zastąpił ubiegłoroczną zwyciężczynię pogoni, która nie mogła teraz w niej wziąć udziału. Z pewnością zrobił to na medal. Liczy się szybkość i spryt

Ale tryumfował Sebastian Grzeszczyk z Międzyszkolnego Klubu Jeździeckiego "Cwał". - Wiking jest szybki i ma dobrego jeźdźca - żartował. - No, może mamy trochę problemów na zakrętach... Zwycięzca przekonuje, że na lisa zawsze jest sposób. - Trzeba patrzeć, gdzie jedzie i wyjeżdżać za nim, bo w ciemno się nie da. Gonitwa za lisem to jak polowanie. On jest jeden, a goni go kilkunastu. Są konie, tabun koni, szybkość, jeźdźcy, którzy spadają. Emocje. Zarówno dla jeźdźców, jak i dla publiczności - opowiada Sebastian Grzeszczyk. W przyszłym roku to on będzie uciekał z lisią kitą. - Będzie trudniej, bo to większy stres i większa adrenalina. Trzeba myśleć nie tylko za siebie, ale i za tych, co w pobliżu siedzą na koniach - twierdzi. Uciekać jestr trudniej -  mówią jeźdźcy

Wiceprezes SKJ Paweł Łuk-Murawski jest zadowolony z imprezy. - Na pogodę nie mamy wpływu, ale widzowie dopisali. A to oni oceniają, ile w niej zabawy, a ile sportu. Ja myślę, że po połowie - mówi. Jego zdaniem, przy łapaniu lisa liczy się spryt i szczęście.

Studencki Klub Jeździecki "Hubertusem" podsumował miniony sezon. - Choć to także impreza towarzyska, nasze święto kiedy możemy spotkać się w szerszym gronie, bo na co dzień nie ma na to czasu - podkreśla Łuk-Murawski. - A więc do następnego "Hubertusa"!

 Jak najszybciej do mety

- Motocyklowa „Pogoń za lisem” to coroczna impreza dla prawdziwych twardzieli - przekonuje Paweł Szwed. Organizuje ją Automobilklub Rzemieślnik z Warszawy, W Pionkach odbyła się po raz trzeci, ale jej tradycje sięgają lat 40. XX wieku, Początek i zakończenie imprezy jak zwykle miały miejsce w skansenie Kolei Leśnej w Pionkach. Na start zgłosiło się 216 motocykli i quadów. Pogoń z założenia jest rajdem na orientację. Nikt oprócz “Lisa”, którym od ponad 20 lat jest znany zawodnik motocyklowy Tomasz Kędzior, nie zna trasy przejazdu. Wiedzie ona przez drogi utwardzone, polne i różne utrudnienia terenowe. - Zadaniem każdego uczestnika jest odnalezienie wszystkich punktów kontrolnych, co jest dokumentowane specjalnymi pieczątkami, i jak najszybsze dotarcie do mety – tłumaczy P. Szwed. To impreza dla twardzieli

Pierwsi na metę przybyli już ok. 13 a ostatni ok. 15.30. Później nastąpiło skrupulatne liczenie czasu przejazdu trasy i ilości zaliczonych punktów kontrolnych. - Stało się nawet tak, że osoba, która była pierwsza na mecie, spadła na dalsze miejsce, bo zgubiła właśnie te potwierdzenia - zdradza nasz rozmówca.

W tym roku ufundowano aż dziewiętnaście nagród w różnych kategoriach. Specjalne nagrody otrzymali m.in.: najmłodszy, 4-letni zaledwie  uczestnik rajdu, najstarszy - 57- letni i najmłodsza kobieta – siedmiolatka jadąca na quadzie. - To dowód, że motocyklowa pogoń to zabawa dla wszystkich – podkreśla Paweł Szwed.


 (bdb)

Więcej zdjęć w Galerii