Komentarz. Czy Kraków jest atrakcyjny turystycznie?

15 grudnia 2009
Mamy stawiać na technikę i precyzję. A właściwie trzeba wręcz powiedzieć: na technikę połączoną z precyzją. Tak sprecyzowała specjalistyczna firma i wymyśliła nam nowe logo. Oraz hasło. Dokładam się do marki

Logo - jak to wytwór myśli intelektualnej, w tym plastycznej, a wiec artystycznej, może się podobać albo nie. Uczestników poniedziałkowego spotkania w ITE raczej nie oszołomiło, choć podkreślali, że na pewno jest ono ciekawsze, bardziej interesujące niż to "stare". Najwięcej zastrzeżeń zgłaszano do litery "r". Znany radomski plastyk powiedział mi: "podrasowałbym je", by było bardziej czytelnie, rozpoznawalne.

Czy slogan ("Radom. Siła w precyzji") przy logo - mimo zastrzeżeń firmy (która go wymyśliła), by go tak dosłownie nie traktować - przekujemy w jakiś czyn, albo przynajmniej zaczyn, zależy podobno już od nas samych. Bo na przykład prezydent Kosztowniak na pytanie, czy rozmawiał z rektorem Politechniki Radomskiej o przeprofilowaniu kierunków na uczelni zgodnie z założeniami strategii odpowiedział: nie śmiałbym niczego narzucać władzom uczelni. Oczywiście, tym bardziej, że w tym roku na uczelni tej otwarto instytut filologiczno-pedagogiczny z myślą o przyszłym wydziale humanistycznym. A więc o takim, gdzie uczą myślenia raczej nie technicznego, choć niekoniecznie nieprecyzyjnego.

Tak samo prezydent, mimo zapisów w strategii marki, nie może narzucić np. Elektrowni, by organizowała festiwal designu (to bardzo modne ostatnio słowo zastępujące przestarzały termin: sztuka użytkowa), albo Fabryce Broni, by urządziła muzeum "Kałacha". 

Już podczas tzw. raportu otwarcia firma opracowująca strategię nie odkryła - przynajmniej dla mnie - żadnej Ameryki. Ale to może dlatego - myślałam - że jestem "importowaną radomianką" i miasto od zawsze kojarzyło mi się z ośrodkiem przemysłu, niekoniecznie precyzyjnego. I zawsze brakowało mi w nim, a z podobnymi opiniami spotykałam się często - środowiska inteligencji humanistycznej.

Ale cóż, i my radomianie (także ci importowani, ale mocno zasiedziali) nie gęsi... i strategię sobie zafundowaliśmy. Nie my jedni przecież. Na przykład taki Kraków, miasto raczej znane i to wiadomo z czego nie tylko w Polsce, zamówiło w specjalistycznej firmie badania na temat: czy jest ... atrakcyjne turystycznie. Jakie są wyniki? Zgadnijcie. Przedstawiciel krakowskiego urzędu miasta tak tłumaczył w jednej z gazet cel tego badania: Cola Cola jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych marek na świecie. A mimo to, co jakiś czas zleca podobne badania.

To się po prostu nazywa marketing. Niektórzy mówią: to jedna z tych dziedzin (nauki?), która proste, oczywiste rzeczy potrafi przekuć na skomplikowany język. Głównie pieniędzy. Nas, podatników, kosztowało to 400 tysięcy złotych.

Bożena Dobrzyńska 

Zobacz: Radom. Siła w precyzji