To ogromny stres, gdy nie ma się gdzie mieszkać

2 lutego 2010
- Nie wiedziałam, że taki stres przeżywa człowiek, który nie ma gdzie mieszkać. Nie przypuszczałam, że może być aż tak ciężko - opowiada lokatorka bloku przy Żeromskiego 109, gdzie w końcu grudnia ub. roku doszło do wybuchu gazu. Część mieszkańców może - ale nie wraca - do swoich domów.


Budlka ochroniarza zniknie Spółdzielnia Nasz Dom udostępniła już mieszkania na parterze, pierwszym i drugim piętrze. Mieszkańcy mogą wykonywać pierwsze remonty. - Ale muszą być w kontakcie z nami, bo lokale na trzecim i czwartym piętrze nadal są wyłączone z użytkowania - zastrzega wiceprezes Spółdzielni Mieszkaniowej Nasz Dom Tadeusz Krzemński.

Poszkodowani radomianie nie wyobrażają sobie jednak normalnego życia w warunkach, jakie zastali w bloku.

- Nie został jeszcze podłączony gaz. A to oznacza, że nie możemy korzystać z kuchenki i ugotować obiadu, czy choćby zagotować wody - tłumaczą lokatorzy. - Nie mamy gazu i ciepłej wody, ponieważ są tu piecyki gazowe. Dlatego zostajemy tam, gdzie w tej chwili przebywamy - dodają.

Ich zdaniem, brak ciepłej wody to poważny problem. - Mam trójkę małych dzieci, jest nas pięcioro. Nie wyobrażam sobie, żeby przez nieokreślony czas żyć w mieszkaniu, gdzie nie ma ciepłej wody - żali się jedna z kobiet.

Mieszkańcy budynku powoli przymierzają się do remontów. - Pomieszczenia zostały nam udostępnione w sobotę. Teraz więc   dopiero sprawdzamy, co trzeba będzie jeszcze naprawić - wyjaśniają.

- My nie mamy gdzie się zatrzymać, a jest nas pięcioro. U rodziny na tak długi czas nie da się zostać, więc wynajmujemy mieszkanie, za które płacimy wysoką kwotę. Musieliśmy z góry zapłacić za trzy miesiące - opowiadają.

Jedna z kobiet cieszy się, że w jej mieszkaniu nie ma właściwie żadnych strat.  - Ale również nie mogę tutaj przygotować sobie posiłku. Poza tym, wyobrażam sobie, co się będzie tu działo podczas remontu: straszne walenie, huk, kurz. Na razie zatrzymałam się u rodziny, ale jeśli będzie to trwało dłużej, to też będę wynajmować mieszkanie - mówi kobieta. - Uważam, że błędem spółdzielni jest to, że o niczym nas na bieżąco tak naprawdę nie informuje. Dzisiaj przyszliśmy i okazało się, że jest otwarta klatka schodowa, ochroniarza już nie było - dodaje.

- U mnie jest trochę do zrobienia. Przede wszystkim okna i drzwi. Mam małe, 6-letnie dziecko, więc nie ma jak w tej chwili wrócić ze względu na brak gazu - twierdzi kolejna rozmówczyni.

- To jest bardzo trudny czas dla nas. Nie wiedziałam, że taki stres przeżywa człowiek, który nie ma gdzie mieszkać. Nie przypuszczałam, że może być aż tak ciężko. Trzeba było sobie zorganizować na nowo życie i dowożenie dzieci do szkoły, do przedszkola, dojazdy do pracy. Nie wiemy jak długo to wszystko będzie trwało - martwi się lokatorka z Żeromskiego 109.

Nikt z lokatorów feralnej klatki dotychczas nie zadeklarował się, że ponownie zamieszka pod starym adresem przed zakończeniem remontu.

Prezes Krzemiński przyznaje, że brak gazu to ogromne utrudnienie. Zapewnia, że spółdzielnia stara się przyspieszyć wszystkie procedury związane z ponownym jego podłączeniem. - Ale chcemy wymienić instalację w całym bloku, czekamy właśnie na dokumentację. Dlatego sądzę, że gaz popłynie dopiero w marcu - mówi.

Tadeusz Krzemiński wyjaśnia, że spółdzielnia zrezygnowała firmy, która ochraniała klatkę schodową. - Nie ma już takiej potrzeby. Budka sprzed bloku więc zniknie - zaznacza.

(k.woj., bdb)