Suzuki Splash – małe nie jest małe!

24 czerwca 2010
Mam dowód, że małe nie jest małe, a konstruktorom nie wyszło. Moim zdaniem chcieli zrobić małe, miejskie a uczynili całkiem spore i sami drapią się po głowach, do której szufladki wsadzić teraz Suzuki Splash!?

Suzuki Splash Wybierzcie się do Suzuki. Zobaczcie ich dziecko. Miało być miejskie, a jest więcej niż miejskie. Miało przyciągać zwolenników łatwego i szybkiego parkowania w zatłoczonych miejscach a tymczasem... auto kręci tak, że zastanawiam się co jest „nie tak”? Już tłumaczę. Zanim wybierzecie się do salonu, grzebiecie w internecie, lub oglądacie zdjęcia Splasha w jakiś niemieckich przedrukach. Tam wszystko jest w porządku. Mamy „ładnego malucha”, za którym rozgląda się ktoś, komu nie zależy na gabarytach powiedzmy Vitary. Tymczasem Splash na żywo to po pierwsze: jest delikatnie niższy od piszącego te słowa (w dowodzie mam wpisane wysoki). Po drugie: jest szeroki, jest zgrabny i wpada w oko. Po trzecie: otwieramy drzwi i bardzo proszę pokazać mi szybko inny samochód, który z przodu ma tak duże i wygodne fotele. Nie jest wcale taki mały

W małych autach zwykle mówimy o ławeczkach głowiąc się jak by tu zgrabnie je nazwać. Jak na mieszczucha Splash ze swoją wygodą sięga o kilka szczebli wyżej. To z jednej strony prosty samochód a mimo to materiały i wykończenie są jak nie w Suzuki, jak nie w małych samochodach. Jechałem z rodziną i krzyczę: „proszę mi tu znaleźć blachę”! Dokładnie blachę w kolorze nadwozia lub jakieś inne niedoróbki w postaci nieosłoniętych śrubek. Nie ma. Nie znajdziecie. Niestety po godzinie córka z tyłu się odezwała, że znalazła mały fragmencik lakieru obok szyby – machnąłem ręką. Na pokładzie mam klimę, radio, CD i Mp3, komputer pokładowy, centralny zamek, podgrzewane lusterka, elektrykę szyb, trakcje, ABS i wszystko fajnie wygląda. Nie czuć tandety, oszczędności tak przecież bliskich małym tanim konstrukcjom. Nawet bagażnik podzielili, a jak złożycie siedzenia to mamy szanse na transport pralki. Pojemność max. 573 l

Silnik, cóż: ma być oszczędny, dlatego pod maską benzyniak 1.2 l. Pracuje równiutko, daje 86 km. Uważajcie na gaz! Jest tak czuły jak poseł Brudziński (za dawnych dobrych czasów). A dalej? Dalej skrzynia i pięć biegów. Demonem prędkości ten samochód nie jest, choć 170 km/h ma osiągać. Wykręciłem 130, ponieważ więcej się nie dało. Gdy już rozbujałem Splasha to musiałem hamować. Korki, przebudowy, remonty. Znacie to dobrze. Ważne, że przy wyższych prędkościach auto nie myszkuje, że pewnie mknie w zakrętach i nie boi się powiewu tirów spalając średnio 5,5 litra. Wnętrze auta

Podstawa kosztuje 39,900 zł. Za mój samochód, z większym motorem trzeba wydać prawie 43.000 zł. W tej cenie Suzuki daje niespodziankę w postaci małego bólu głowy dla pięciodrzwiowej konkurencji w klasie aut małych, miejskich, tanich. Splash nie jest ani mały, ani (tylko) miejski, ani (tylko) kobiecy i w dodatku wyposażony we wszystko, za czym się oglądasz stojąc w korku w innym małym samochodzie. Łamie kanon słowa małolitrażowy. W przypadku Splasha, jeśli ktoś wpadnie na pomysł ubarwienia tego auta stwierdzeniem małolitrażowy, to ma to być napisane dużymi literami, wręcz wołami! By pasowało do przestrzeni tego auta.

Bartek Olszewski, RAA

Dziękuję Łukaszowi Bińkowskiemu, Suzuki w Radomiu za przygodę ze Splashem. Tak na marginesie, obok Splasha stoi jeszcze nowsze Suzuki Alto i również jest ciekawe oraz nietuzinkowe.

Więcej informacji: www.binkowski.suzuki.pl