W symulatorze jak na prawdziwej drodze
Tak ogólnie można opisać symulator jazdy samochodem, jaki przyjechał do Radomia w miniony weekend.
Po co to wszystko? Odpowiedź prosta: chodzi o pokazanie, co by się stało gdy za kierownicę wsiądzie człowiek pijany. Co u nas jest nader popularnym zjawiskiem.
Jako człowiek trzeźwy usiadłem za kółkiem. Po krótkiej instrukcji wolontariusza naciskam gaz i czekam aż coś się stanie. Nagle pojawia się przeszkoda, przed którą muszę się jak najszybciej zatrzymać. Cel: obliczenie czasu reakcji kierowcy. Przeszkoda wyrosła, ja w upale i spieku wciskam pedał hamulca. W tym momencie wolontariusz zamienia się w profesjonalnie przygotowanego oraz posiadającego szeroką wiedzę specjalistę. Przy okazji kolejnej próby na wirtualnej drodze wyrastają kolejne motoprzygody, do których nie tęsknicie w realnym samochodzie (wierzcie mi). I czas na analizę oraz szersze otworzenie oczu. Dowiadujemy się, gdzie byśmy wylądowali gdybyśmy skorzystali z procentów. Jednym zdaniem: jak wydłużyłby się nasz czas reakcji po spożyciu alkoholu. O ile przez pijaka za kółkiem wydłuża się droga hamowania. I w tym momencie już się tak nie pocieszam faktem, iż uzyskałem świetny, doskonały wynik na początku testu.
Moim zdaniem, taki symulator powinien stać i pracować na stałe w Radomiu. Ludziom otwierają się oczy dotyczące metrów jakie może przejechać samochód. Te metry to być albo nie być. Proponuję by wersję okrojoną symulatora posiadały wszystkie szkoły jazdy. Wystarczy komputer i kierownica z pedałami, którą można kupić w sklepie… a może bezmyślnych pijaków byłoby mniej.
Ten profesjonalny symulator przyjechał do Radomia po raz trzeci. Pokaz zorganizowali: radomska policja , hipermarket Carrefour, Instytut Transportu Samochodowego a także fundacja „Krzyś”. W Europie mamy tylko dwa takie symulatory. Jeżdżą gdy mogą z miasta do miasta. A mogą wtedy, gdy ktoś sfinansuje akcję. Kiedyś Toyota dała samochód, kiedyś było zresztą łatwiej, bo nie było kryzysu. Tym razem pieniądze na podróże, benzynę dał… Polski Przemysł Spirytusowy. I ja ich rozumiem, bo o klienta trzeba dbać.
Bartek Olszewski , RAA