Chodziliśmy Żeromskiego od „Rembika do złotnika”
EDward Kossoy uważa się za „rodzaj zabytku historycznego i muzealnego” nie tylko ze
względu na wiek. - Uważam się za jednego z ostatnich Żydów polskich w
tysiącletniej tradycji wspólnej kultury. Mówiono kiedyś z przekąsem, że
nie ma wesela bez Jankiela, a przeciwnicy odpowiadali, że nie ma
Jankiela bez cymbałów. We współczesnej Polsce Jankiela nie ma, ale
cymbały jeszcze zostały. Mam nadzieję, że ich będzie coraz mniej -
uśmiecha się Kossoy.
W Radomiu dzieciństwo spędził na Kapturze. - Wtedy była to wieś. Zimą do szkoły chodziłem przez pola po kolana w śniegu - wspomina mecenas.
Z wielką przyjemnością odbył sentymentalny spacer po ul. Żeromskiego, która jego zdaniem zmieniła się na lepsze. - To sympatyczna promenada. Kiedyś też nią była. Na rogu Focha (ówczesnej Zgodnej) była męska kawiarnia Rembikowskiego. Na kolejnym rogu, ul. Witolda - złotnik. Mówiliśmy na ten odcinek „od Rembika do złotnika”. Po godz. 17 uczniowie i uczennice z czternastu szkół średnich istniejących wtedy w Radomiu tam spacerowali. Odbywały się młodzieńcze flirty – wspomina Edward Kossoy. Wczoraj był na kolacji w restauracji na rogu Moniuszki. - Za moich czasów była tam kawiarnia Udziałowa. Było zaledwie parę stolików, ale też najlepsze i sławne poza miastem ciastka. Dam państwu przepis na długie życie: - Trzeba zawsze być dobrej myśli i trzeba mieć szczęście do kobiet. Ja je zawsze miałem.
Dziś Dziś Kossoy przekazał kolejne dwie prace radomskiej placówce. Pierwsza to wczesny rysunek Jacka Malczewskiego przedstawiający akt mężczyzny. – Myślę, że to rysunek z okresu studiów artysty. Kolejny dar to niewielki obrazek, kameralny, nastrojowy portret nieznanego autora przedstawiający czytającego Żyda – mówi Katarzyna Posiadała, szefowa działu sztuki muzeum.
(raa)
Więcej o mecenasie radomskiej kultury tutaj