W przedszkolach wielkie niewiadome i niepokoje

19 grudnia 2011
Nie chcą prywatnych przedszkoli - ani rodzice, ani nauczyciele. Pierwszy protest tej grupy przed planowanymi zmianami w oświacie odbył się dziś wieczorem na Borkach.


 

Boją się i rodzice, i nauczyciele od przedszkolem nr 19 zgromadziło się kilkadziesiąt osób, głównie matek których dzieci uczęszczają także do placówek nr 24 na Gołębiowie I i nr 4 na . Przynieśli transparenty, niektórzy przyszli wraz ze swoimi pociechami, w tym na wózku inwalidzkim. Bo do przedszkola przy ul. Batalionów Chłopskich, podobnie jak do pozostałych, chodzą także dzieci niepełnosprawne. - Boję się, że po prywatyzacji stracimy miejsce, a także znacznie wzrosną  opłaty - żali się Mariola Figarska. Podobnie mówi kolejna matka, która posyłała przez trzy miesiące swoje bliźniaki do prywatnej placówki. - Kosztowało mnie to 1400 zł - dodaje.

- Tu jest doskonała kadra, wspaniali pedagodzy - podkreślają rodzice.

A nauczyciele obawiają się o pracę i to powód - jak zapewniali organizatorzy-  dla którego na protest przyszli nieliczni. Anna Bąk z PP nr 2 na XV-leciu twierdzi, że pomysł władz miasta to najgorszy z możliwych. - To nieprawda, że czesne nie wzrośnie. Na pewno tak. Jeśli nie od razu to w ciągu roku. Połowa kadry będzie musiała odejść, bo będziemy pracować po 8 godzin zgodnie z kodeksem pracy a nie Kartą nauczyciela, czyli tak jak w prywatnych przedszkolach. Wzrost opłat spowoduje też, że będzie w nich o połowę mniej dzieci - tłumaczy nauczycielka. Jej zdaniem, na reorganizacji szczególnie stracą pedagodzy z doświadczeniem, dyplomowani.

Protest odbył się na Borkach Akcję wsparli również politycy: radny Piotr Szprendałowicz (niezależny) i posłanka Marzena Wróbel (Solidarna Polska). Parlamentarzystka powtórzyła wyrażane już wcześniej argumenty, że władze miasta oszczędzanie powinny zacząć od siebie. Przypomniała też swoją ocenę sprzed lat, że "w Radomiu jest tylko dobra oświata i woda". - I podtrzymuję to. Jeśli mamy placówki prowadzone na bardzo wysokim poziomie, to lepiej tego nie pogarszać. I standardów płacowych, i organizacyjnych - uważa posłanka. Twierdzi, że prezydentowi nie chodzi o "uspołecznienie" przedszkoli, ale o quasi prywatyzację, na której stracą najsłabsi. - Trzeba zacząć od oszczędności w wydatkach rzeczowych, a jeśli i to nie pomoże, to zacząć od siebie - mówi Marzena Wróbel wytykając prezydentowi zatrudnienie doradcy d.s.wykluczonych. Nie obawia się, że protesty - choćby poprzez jej zaangażowanie - zostaną upolitycznione. - Ja jestem wiarygodna, bo zawsze zajmowałam się sprawami oświaty - zaznaczyła posłanka, dodając, że nie widziała wcześniej takich postaw np. w Ruchu Palikota. - A poza tym jestem tutaj, bo poprosił mnie o to mój były uczeń - zaznaczyła.

Jutro pikieta w sprawie przedszkoli ma się odbyć pod magistratem.

Bożena Dobrzyńska