Bernardyni kontra filipini
Przy stole, ale nie tylko spędzaliśmy święta. Pogoda – bardziej jesienna niż zimowa, długimi chwilami wręcz słoneczna, zachęcała do wyjścia z domów. Na spacer i w odwiedziny do bożenarodzeniowych szopek.
Od kilku lat w Radomiu „konkurują” ze sobą szopki przygotowywane przez ojców bernarynów i księży filipinów. Ta pierwsza, ma długa tradycję i każdego roku ściąga do przyklasztornego kościoła przy ul. Żeromskiego rzesze radomian i przyjezdnych.
Zachwyca ogromem detali, ilością figur i figurek, pietyzmem w odtwarzaniu betlejemskiego krajobrazu. Każdego roku przybywają nowe elementy; w tym wprawne oko obserwatorów z pewnością wyparzyło pojawienie się kolorowych ptaków.
Szopka u filiipinów przy ul. Grzybowskiej to atrakcja przede wszystkim dla dzieci. Z zachwytem oglądają żywe zwierzęta sprowadzone do przykościelnej szopy z kilku miejsc – Muzeum Wsi Radomskiej, mini zoo spod Pionek, zagród rolników. W tym roku są strusie, lama, byczek, kozy, owieczki. Nic dziwnego, że do ich podziwiania ustawiają się... kolejki.
Tegoroczna „żywa szopka” ma też szczególny, misyjny wymiar. Organizatorzy – księża filipini chcą zachęcić mieszkańców Radomia do wsparcia mijsi. Można to zrobić wrzucając do skarbonki pieniądze. Jak wyjaśnia ks. Miroław Prasek trafią one do sióstr zakonnych, które prowadzą szkoły w Zambii i Ugandzie i przedszkola na Madagaskarze.