Bo się boją żony albo matki

9 września 2009
Wracał z dyskoteki i zasnął na przystanku. Po przebudzeniu powiadomił policję, że napadło go kilku sprawców. Jak się okazało, przestępstwa nie było. Teraz mężczyźnie grozi do trzech lat więzienia.


20-letni radomianin zgłosił w komisariacie, że w minioną niedzielę rano, gdy wyszedł z dyskoteki i czekał na autobus na przystanku przy ul. Poniatowskiego, został napadnięty przez kilku mężczyzn. - Dwaj z nich mieli mu wykręcić ręce, a trzeci przeszukać kieszenie i skraść telefon komórkowy oraz łańcuszek. Młody człowiek podał nawet rysopisy rzekomych sprawców – informuje Rafał Jeżak z radomskiej policji. 

Policjanci ustalili, że niedzielny poranek 20-letniego radomianina wyglądał inaczej niż przedstawił to funkcjonariuszom. - Owszem, 20-latek był na dyskotece, a po wyjściu z niej doszedł na przystanek przy Poniatowskiego, na którym usnął. Zauważyli go policjanci patrolujący w niedzielę rano miasto i w trosce o jego bezpieczeństwo i zdrowie zawieźli do domu. Ale najwidoczniej młodzieniec budząc się rano w domu o tym zapomniał. Zauważył jednak brak telefonu komórkowego i zgłosił rozbój w komisariacie – relacjonuje Jeżak.

Wczoraj radomianin został zatrzymany. Jak przyznał, jeszcze w dyskotece nie pamiętał, co się z nim działo i co zrobił z komórką. - Wierząc w skuteczność radomskiej policji, wymyślił, że gdy zgłosi rozbój, to funkcjonariusze na pewno ustalą, gdzie jest jego telefon – dodaje Jeżak. Mężczyzna po przesłuchaniu został zwolniony do domu.

Jak podkreśla Jeżak, z przestępstwami, których nie było, radomscy policjanci spotykają się prawie codziennie. - Radomianie zawiadamiają policję, że zostali napadnięci, czy obrabowani, w strachu przed gniewam żony albo matki. A rzekomo skradzione pieniądze tracą grając na automatach, zaś telefony komórkowe gubią najczęściej podczas imprez zakrapianych alkoholem – przekonuje Rafał Jeżak. 

(bdb)