Były dyrektor szkoły drzewnej: Nie pozwolę zrobić z siebie złodzieja. Garbatka nadal broni Mirosława Dziedzickiego
Gorączka wokół „Drzewnej” wcale nie ucichła. Atmosfery nie uspokoiło ani ogłoszenie konkursu na dyrektora szkoły, ani wyjaśnienia wicemarszałka województwa mazowieckiego i zapowiedź skierowania zawiadomienia do prokuratury. Głos w sprawie zabrał też sam odwołany ze stanowiska Mirosław Dziedzicki. – Nie pozwolę, by zrobiono ze mnie złodzieja – mówi.
Przypomnijmy: burza w Zespole Szkół Drzewnych i Leśnych wybuchła po tym, jak ze stanowiska dyrektora placówki odszedł dotychczasowy wieloletni i zasłużony dla niej pedagog Mirosław Dziedzicki. Stało się to nagle, a społeczność szkolna została poinformowana, że to dyrektor sam złożył rezygnację. W takie powody nie uwierzyli uczniowie, rodzice i mieszkańcy Garbatki. Twierdzili, że został zmuszony do dymisji przez zarząd województwa mazowieckiego, który sprawuje nad szkołą pieczę. Na pełniącą obowiązki dyrektora wyznaczona została dotychczasowa zastępczyni dyrektora d.s. administracyjno-gospodarczych Elżbieta Cichawa-Grabowska. Wcześniej odpowiadała z ramienia urzędu marszałkowskiego za proces inwestycyjny przy budowie nowej siedziby szkoły.
Porażające wyniki kontroli?
Rafał Rajkowski podczas konferencji prasowej, którą zwołał dopiero prawie tydzień po rezygnacji Dziedzickiego i protestach w szkole wyjawił, że prawdziwym powodem dymisji byłego dyrektora "Drzewnej" są wyniki kontroli przeprowadzonej przez urząd marszałkowski. Trwała ona od lipca do początku września tego roku, a dotyczyła okresu od 1 stycznia 2022 r. do 31 grudnia 2024 r.
- Wyniki godzą w dorobek pana Dziedzickiego i nie służą młodzieży. Skala nadużyć, niekompetencji, defraudacji jest porażająca. A obawiam się, że to tylko wierzchołek góry lodowej - mówił podczas konferencji Rajkowski.
Jak bowiem wynika z protokołu pokontrolnego, który został udostępniony przez urząd marszałkowski, szkoła robiła zakupy m.in. artykułów spożywczych (w tym mięsa i wędlin) za 130 tys. zł, patelni, czajników, pościeli, szklanek do whisky. Kupiono też cztery blaty granitowe, które do szkoły nigdy nie trafiły. Rafał Rajkowski nie wspomniał przy tym, że szkoła prowadzi także internat i stołówkę.
Bulwersujące okazały się również zarobki m.in. głównej księgowej, z którą szkoła podpisała umowy zlecenie na łączną kwotę 49 tys. 500 zł i z dwoma pracownikami po jednej umowie zlecenia na łączną kwotę 29 tys. 558 zł. "(...) podczas gdy ustawa o pracownikach samorządowych nie przewiduje zatrudnienia pracowników samorządowych na umowę zlecenie".
Nie pozwolę zrobić z siebie złodzieja
W minioną sobotę przed szkołą w Garbatce odbyła się kolejna manifestacja poparcia dla Mirosława Dziedzickiego, na której zjawił się również on sam. Uczestnicy spotkania manifestowali swoją wdzięczność dla byłego dyrektora i dziękowali mu bukietem kwiatów i wznoszeniem okrzyków "Murem za Mirkiem".
Wcześniej Radio Wnet przeprowadziło z Mirosławem Dziedzickim rozmowę. - Odniosłem wrażenie, że ta kontrola, te działania są mocno stronnicze, nakierowane na osiągnięcie właściwego celu. Po każdej kontroli dostajemy jakieś zalecenia, odnosimy się do nich, ewentualnie się odwołujemy i od tej oceny odwołaliśmy się. Odwołanie zostało oddalone. Bez komentarza - mówił Mirosław Dziedzicki. Podkreślił, że w każdym organizmie, takim także jak szkoła, mogą wystąpić nieprawidłowości. - Ale nie pozwolę sobie na to, by odchodząc ze szkoły stał się złodziejem - mocno podkreślił.
Dyrektor bronił również decyzji o dodatkowych umowach zleceniach dla pracowników. - Realizowaliśmy wiele projektów zewnętrznych. Były w nich przewidziane wynagrodzenia dla osób, które je realizowały. Nie uważam, że popełniłem błąd - twierdzi Dziedzicki.
"Czułem się marionetką"
Dziedzicki nie kwestionuje generalnie wyników kontroli. - Trudno podliczyć w szkole wszystkie prześcieradła, wszystkie natki pietruszki i marchewki. Jeśli ktoś jest podpisany pod fakturą, czy to główna księgowa, czy ktoś z księgowości, to ja się podpisuje pod tą fakturą, ale pracuję na tych, którzy składali tam podpisy - wyjaśniał były dyrektor.
Mirosław Dziedzicki nie ukrywa, że ma poczucie krzywdy. - Mam 63 lata. Nie zeszmaciłem się żadną łapówką, żadna defraudacją i nie zrobiłbym tego w 63., 64 roku życia, żeby przynieść swoim dzieciom, najbliższej rodzinie wstyd - tłumaczy.
Były dyrektor ZSDiL w Garbatce uważa, że być może kontrola powinna wnikliwiej przyjrzeć się fakturom i wydatkom. - A może wtedy wyjdą inne aspekty. Jestem 20 lat dyrektorem i nigdy takiej sytuacji nie miałem. Mam poczucie, że był tu realizowany jakiś scenariusz - zdradza i przyznaje, że i tak by sam odszedł, bo ostatnio bardzo ciężko się mu pracowało. - Mówię o atmosferze, czułem się osaczony, niedecyzyjny. Czułem się po prostu marionetką w tej szkole - zdradza, mając zapewne na myśli nienajlepsze relacje ze swoja zastępczynią Cichawą-Grabowską.
Jak już pisaliśmy, zarząd województwa mazowieckiego ogłosił konkurs na dyrektora szkoły w Garbatce Letnisku. Elżbieta Cichawa- Grabowska zapewniała, że na 95 proc. w nim nie wystartuje. Zresztą, nie ma ku temu kompetencji: brakuje jej wykształcenia pedagogicznego, studia podyplomowe kończy dopiero na wiosnę 2026 r.
Rozstrzygnięcie konkursu ma nastąpić pod koniec stycznia 2026 r.
Bożena Dobrzyńska





