Czachor kontra Kosztowniak w sądzie

5 stycznia 2011
- Nigdy prezydent nie zarzucał mi konfliktowości, a sam straszył, że może wszystko. Nie chciał mi dać umowy o pracę - mówił w sądzie były komendant Straży Miejskiej. Kazimierz Czachor domaga się przywrócenia do pracy i na stanowisko.

Czachor domaga się przywrócenia do pracy Podczas dzisiejszej rozprawy w Sądzie Pracy były szef SM składał obszerne wyjaśnienia. Przypomniał, że na stanowisko komendanta powołał go prezydent Radomia 2 września 2007 r. Dwa lata później zmieniła się ustawa o działalności Straży Miejskiej, efektem której wyodrębniono SM ze struktur Urzędu Miejskiego i stała się ona samodzielną jednostką budżetową ze swoim statutem i regulaminem ustanowionym przez Radę Miejską. W związku ze zmianami Czachor zwracał się do prezydenta o umowę o pracę – bez żadnego efektu. 10 sierpnia 2010 r. został odwołany ze stanowiska przez wiceprezydenta Roberta Skibę. W piśmie podano trzy główne powody decyzji: nieprawdziwe - zdaniem urzędu wypowiedzi rzecznika Straży Miejskiej (podległego Czachorowi) o monitoringu miejskim, konfliktowość byłego komendanta i brak należytej współpracy z władzami miasta. Czachor miał także nie zareagować na przekroczenie uprawnień przez dwóch funkcjonariuszy SM, którzy interweniowali w strefie płatnego parkowania.

- Miasto oddało ulicę po remoncie, a zapomniało wystawić wszystkim pracującym tam zezwolenia na parkowanie. - opowiadał Kazimierz Czachor. Jedna z takich osób miała wg Czachora kontaktować się w sprawie zezwolenia z wiceprezydentem Igorem Marszałkiewiczem. – Wiceprezydent dzwonił do mnie i prosił, bym się zajął sprawą. Poprosiłem jednego ze strażników o kontakt z patrolem i wyjaśnienie sprawy osoby, która zdaniem Marszałkiewicza jest jego  znajomą i zaraz wróci z zezwoleniem na parkowanie w strefie. Nie wiem czy tego dnia ta osoba dostała zezwolenie czy nie. Od patrolu nie miałem żadnych informacji o nieprawidłowościach przy tej interwencji – wyjaśniał były komendant straży miejskiej.

Jak się później okazało, strażnicy mieli być nakłaniani do odstąpienia od podjęcia czynności, czyli ukarania właścicielki źle zaparkowanego auta. - Dowiedziałem się o nieprawidłowości, gdy dostałem wezwanie od prokuratora, było to w maju lub czerwcu ubiegłego roku, a więc ponad pół roku po zdarzeniu. Od funkcjonariusza usłyszałem, że nie jest znajomym właścicielki samochodu. Radca prawny poradził mi, by obligatoryjnie zawiesić strażników - relacjonował Czachor.

O zawieszeniu strażników przez następców w SM, Czachor dowiedział się nieoficjalnie już po zwolnieniu z pracy.

W kwestii monitoringu miejskiego były komendant wyjaśniał: – Nic mi nie wiadomo, by rzecznik prasowy przekazywał niekorzystne dla UM informacje dziennikarzom, jakoby monitoring w Radomiu był nielegalny. Prezydentowi Kosztowniakowi wyjaśniłem, że Straż Miejska nie ma właściwej łączności z monitoringiem, bo działa na różnych częstotliwościach. Rzecznik Straży mówił dziennikarzom jedynie, że „monitoring powinien podlegać pod straż miejską”. Prezydent straszył mnie zwolnieniem mówiąc przy sekretarzu miasta: „Ja mogę wszystko, wystarczy jeden mój podpis”. Takie zdania wielokrotnie słyszałem z ust pana prezydenta Kosztowniaka przy świadkach - przekonywał K. Czachor.

Sąd i radca prawny pozwanego, czyli magistratu pytali o kwestie braku należytej współpracy oraz konfliktowość powoda. - - Przez trzy lata w Straży Miejskiej było wiele kontroli, nikt mi nie zarzucił konfliktowości. Nie miałem żadnych konfliktów z pracownikami i prezydentem. Nie wiem, czy związkowcy ze Straży skarżyli się na mnie prezydentowi – zapewniał były szef SM.

Kolejna rozprawa 16 lutego. Będą wtedy przesłuchani świadkowie, m. in. pracownicy Straży Miejskiej i sekretarz miasta Rafał Czajkowski. Sąd, podobnie jak dzisiaj, będzie próbował ustalić, kto był pracodawcą Czachora: prezydent miasta, czy Straż Miejska.

Bartek Olszewski