Debata młodych
- Celem debaty jest apolityczna dyskusja o wyborach, problemach z frekwencją, szczególnie wśród młodzieży oraz propagowanie idei prowyborczych, mających zachęcić do wzięcia udziału w zbliżających się wyborach do Parlamentu – poinformowała Paulina Makowiecka z Wyższej Szkoły Handlowej.
Na spotkanie zaproszono przedstawicieli sześciu młodzieżowych ugrupowań: młodzieżówki PiS, LiD, PO, Kocham Radom, Duszpasterstwa Akademickiego oraz LPR. Niestety przybyli tylko sympatycy LiD i stowarzyszenia Młodych Demokratów. Zabraklo też publiczności, którą mieli stanowić m.in: licealiści z Chałbińskiego i Czachowskiego, przyszlo tylko niewielu studentów WSH.
Debatę podzielono na dwie części. W pierwszej przedstawiciele ugrupowań odpowiadali na pytania, które zadawał im prowadzący, a w drugiej pytała publiczność. Nad merytorycznym przebiegiem czuwał znany politolog dr Wojciech Jabłoński. Zaproszonych pytano m.in: o to, jakie są szanse i zagrożenia głosowania przez internet, o ich pomysły na zwiększenie frekwencji wyborczej, a także czy ich zdaniem kampanie społeczne są potrzebne, jak zachowania polityków wpływają na decyzję o wzięciu udziału w głosowaniu. Oceniali także jaka będzie frekwencja wyborcza na niedzielnym głosowaniu.
Jednak obecni na debacie studenci nie mogli sie doczekać, kiedy usłyszą odpowiedzi na własne pytania. Dlatego spotkanie ożywiło się dopiero w drugiej części, kiedy to rozpoczęła się dyskusja. Jedna ze studentek pytała: – Po co mamy iść do urn, jeśli to i tak nic nie zmieni, a tylko politycy zamienią sie stołkami? Przedstawiciele młodzieżówek starali się przekonać publiczność, jak ważny jest ich głos. - To wy decydujecie kto będzie rządził. Jeśli nawet młodzi ludzie, na których oddacie głos, nie przejdą teraz, to stanie się to za kilka lat – argumentował Mateusz Stępień ze stowarzyszenia Młodych Demokratów. Studenci jednak nie dawali się przekonać. - Nie ufamy wam – zarzucali.