Deklamacje ze szkolnej akademii
Reżyser przedstawienia jest zarazem autorem scenariusza, który powstał na podstawie tekstów wielkiej antycznej trójki - Ajschylosa, Eurypidesa i Sofoklesa. Artysta chciał opowiedzieć historię, która miała miejsce przed wydarzeniami, ktore bardzo dobrze znamy z "Antygony". - Dopiero wtedy możemy zrozumieć motywacje, które kierowały postępowaniem Antygony, Ismeny, Kreona - mówił na konferencji prasowej poprzedzającej premierę Jacek Papis.
Czy mu się to udało? Niestety nie. Wątpliwości dotycza zresztą całego przedsięwzięcia. Zobaczyliśmy bowiem przedstawienie nudne, nieporuszajace żadnym tragicznym losem bohaterów, przedstawienie nijakie. Powiem więcej - przedstawienie niedokończone, zawieszone w próżni. Był to raczej rodzaj etiudy szkolnej, żeby nie powiedzieć - szkolnej akademii. Twórcy spektaklu zamierzali pokazać dramat dwóch braci - Polinika i Eteoklesa, synów Edypa walczących o władzę; chcieli pytać - jakie są granice władzy, jej etyki, jaka jest odpowiedzialność sprawujących władzę przed społeczeństwem. I na tym "chceniu" właściwie poprzestali.
W tragedii greckiej dramaty rozgrywają się pomiędzy bohaterami, którzy wygłaszają swe kwestie opowiadając zdarzenia "spoza sceny" i siłą samego tekstu oraz gry aktorskiej pozostaje, czy te dramaty przekonują widza. W radomskim spektaklu pozostały same deklamacje, histeryczne reakcje Antygony i na okrasę chór złożony z sióstr Polinika i Eteoklesa.
Niestety, radomski teatr znów wystawia sztukę, na która nikt nie czekał. To niedobra zapowiedź kolejnego sezonu pod dyrekcją Adama Sroki.