Dlaczego Małgosia uciekła z rodziny zastępczej?

10 października 2013
- Biła mnie w głowę, albo w plecy. Kopała i szarpała za włosy. Jadłam raz dziennie, przez trzy lata tę samą zupę. Śniadań nie dostawałam. Oni jedli normalnie, a ja jak świnia, na podłodze – relacjonuje 12-letnia Małgosia. Tak ją traktowano w rodzinie zastępczej.



 

Jastrzębia to małe środowisko. Nikt nic nie wiedział?Dziewczynka opowiedziała o tym, co przeżyła przez trzy latu pobytu u państwa Ch. w Jastrzębi kolo Radomia, reporterce Uwagi TVN. Była już wtedy bezpieczna, bo uciekła od swoich poprzednich opiekunów i znalazła dom w innej rodzinie zastępczej. Do państwa K. przyprowadził wystraszoną 12-latkę jeden z mieszkańców gminy. To było na poczatku kwietnia. - Jak do nas trafiła miała posiniaczone ramiona i uda. Bała się gwałtownej gestykulacji. Była bita i poniżana – mówili z kolei w programie telewizyjnym państwo K. Ze zdumieniem słuchali jej pytań, jak długo można jeść obiad. – Bo mnie wolno było pięć minut, a potem ciocia zabierała i resztę wyrzucała psom – cytowali Małgosię. Powiadomili sąd rodzinny. 

Szczególnie dramatycznie brzmią słowa Małgosi, kiedy opowiada, jak brutalnie – na oczach dziecka - „ciocia”  zakatowała jej ulubionego psa. A potem wszystkie jej pluszaki, które pani Ch. odesłała do nowej rodziny, miały pourywane głowy.

Historią Małgosi i jej „rodziny" zajmuje się sąd rodzinny– to on powiadomił o dramacie dwunastolatki prokuraturę. Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie w Radomiu, które sprawuje pieczę nad rodzinami zastępczymi, nie zrobiło tego. Sprawą zainteresował się też rzecznik praw dziecka.


A przecież pierwsze sygnały, że może dziać się coś niedobrego, PCPR otrzymało już w grudniu 2010 r. Szkoła w Jastrzębi poinformowała Centrum, że Małgosia za nieodrobienie lekcji była ciągnięta za włosy, że chętniej spędza czas u babci i że tęskni za biologiczną matką. Że jest niestabilna emocjonalnie - raz nadmiernie wesoła, raz bardzo smutna. Niewiele później okazało się, że "rodzice” stosowali wobec dziewczynki kary nieadekwatne do przewinienia; zakazali jej udziału w wycieczce szkolnej i zabawie andrzejkowej. "Ojciec" w programie TVN przyznał, że Małgosia uczyła się tabliczki mnożenia, wykonując przysiady. - Aby lepiej zrozumiała - tłumaczył. Sama dzieczynka twierdziła, że stał nad nią z pasem.

 

– Ale wielokrotne wizyty pracownika socjalnego, przeprowadzone badania i rozmowy także z samą Małgosią wykazały, że dziewczynka dobrze czuje się w rodzinie, że przychodzi do szkoły czysta i właściwie ubrana, że zawsze ma ze sobą pożywne drugie śniadanie. Opinie – kuratora społecznego, psychologa - nie wskazały na rażące zaniedbania – twierdzi kierownik PCPR w Radomiu Artur Jończyk. -  Nie stwierdzono nieprawidłowości, które wskazywałyby, że trzeba dziecko odizolować od państwa Ch. – dodaje Urszula Molenda z Centrum.

 

Oboje pracownicy PCPR zapewniają jednocześnie, że w końcu opekunowie zrozumieli, że ich „metody wychowawcze” są niewłaściwe. Sytuacja uległa poprawie. – Nigdy nie zachowywali się tak, że mają coś do ukrycia. Nie unikali kontaktów z psychologiem. Sami zgłosili dziewczynkę do poradni pedagogiczno-psychologicznej, gdy miała problemy z nauką – twierdzi Urszula Molenda. Powtarza: - Nie było dowodów, że doszło do przemocy. Nadal nie wiemy, co tak naprawdę się stało. To nie my decydujemy o tym, gdzie ma przebywać dziecko. To rola sądu – mówi Molenda.

 

- Nie było w powiecie bardziej zaopiekowanego dziecka - twierdzi Jończyk.

 

- Najważniejsze jest dla nas dobro dziecka – podkreślają władze powiatu, choć urzędnicy przyznają, że do chwili emisji programu (1 października  - przyp. autorki) nie wiedzieli "o skali zjawiska”. – Zostawiamy rozstrzygnięcie właściwym organom – dodają.

- Nikt nie twierdzi, że zrobiliśmy wszystko, co należy. Zawsze można zrobić więcej, wnikliwiej – uważa wicestarosta Waldemar Trelka. – Po to, by taka sytuacja nie miała miejsca.

Sprawą rodziny zastępczej z Jastrzębi i nadzoru nad nią PCPR zajmie się w piątek komisja zdrowia powiatu radomskiego, a starosta – jak zapewnia rzecznik Marek Oleszczuk – podejmie stosowne decyzje po powrocie ze zwolnienia w przyszłym tygodniu.

Ch. opiekują się jeszcze jednym, adoptowanym dzieckiem. – Sąd nie widzi powodu, by podjąć w jego sprawie radykalne działania – wyjaśnia Urszula Molenda.

Bożena Dobrzyńska