Do więzienia za okrucieństwo wobec psa?

26 września 2012
Sześciu miesięcy więzienia i kar finansowych dla oprawców psa Bruno domaga się prokurator. Obrońcy proszą o łagodny wymiar kary. Wyrok w procesie o próbę zabicia ze szczególnym okrucieństwem psa Bruno - za tydzień.

 

Oskarżeni Wacław W. i Sylwester G. usłyszą wyrok za tydzień Dziś sąd wysłuchał mów końcowych i odczytał zeznania właściciela psa, który ponownie nie zjawił się na sali rozpraw.

 

Wacław W. i Sylwester G. są oskarżeni o próbę zabicia siekierą amstafa. Bruno, jak zeznawali na poprzednich rozprawach, wyrwał się im i uciekł. Mężczyźni na poprzednich rozprawach przerzucali winę jeden na drugiego. O sprawie pisaliśmy tutaj i tutaj.

Łukasz B. (właściciel psa) był wzywany przez sąd wielokrotnie. Nigdy nie przybył na rozprawę. Dziś sąd odczytał jego wcześniejsze zeznania. - Matka prosiła mnie bym pozbył się tego psa, bym go oddał komuś. Nigdy nie sugerowała bym psa zabił. 11 czerwca 2011 roku rano wyszedłem z domu. Wróciłem po 16, psa nie było. Mama mówiła, że Brono wzięła nasza ciocia z Wierzbicy. Wyszedłem i pojechałem do dziewczyny. Wróciłem ok godz. 22. Wtedy od sąsiadów dowiedziałem się, że Bruno wrócił pod klatkę zakrwawiony. O niczym nie wiedziałem. Matka powiedziała, że Sylwester G. wziął psa na spacer - odczytywała sędzia zeznania właściciela amstaffa.

 

Sąd również odczytał zeznania zmarłej matki właściciela czworonoga. – Pies ufał Sylwestrowi G. Tego dnia przyszedł on do mnie ok. godz 15, by wyprowadzić psa. Wyglądałam oknem. Obok nich widziałam o. 60-letniego mężczyznę nadużywającego alkoholu. Znam go z widzenia. Po pół godzinie G. przyszedł i powiedział, że pies mu się wyrwał, nie miał ze sobą smyczy. Wierzyłam mu. Usłyszałam gwar na klatce schodowej. Psa widziałam z tyłu, schował się do klatki. Sąsiadka krzyczała, że kazałam psa zabić. Byłam tym poruszona. Po pewnym czasie przyjechała Straż Miejska. Pies był dla mnie uciążliwy, ale nigdy nie kazałam komuś go zabić. Chciałam go wydać. Nie wiem co stało się psu tego dnia. Nie wierzę, by Sylwester G. zrobił coś złego psu, ma niedowład ręki a jego kolega W. zatacza się na nogach, bo nadużywa alkoholu. Nie wiem kto okaleczył mego psa. Nic nie wiem na temat wykopu w ziemi, którego zdjęcie mi pokazano - czytała sędzia zeznania kobiety.

Prokurator w mowie końcowej przypomniał, że oskarżonym grożą 3 lata więzienia. - Wnoszę o uznanie oskarżonych za winnych, działali ze szczególnym okrucieństwem. Nie budzi wątpliwości, że chcieli uśmiercić psa. Oskarżeni nie rozumieją, że to przecież nie ma istotnego znaczenia kto trzymał, a kto uderzał psa siekierą. W bestialski i wyjątkowo brutalny sposób chcieli zabić psa. Mieli wykopany dół – przypominał prokurator, ale mówił również o nadużywaniu alkoholu przez mężczyzn.  - Są na sali rozpraw pierwszy raz w życiu, nigdy byli byli karani. Pędzą charakterystyczny tryb życia. Głównym celem jest picie alkoholu od rana. Psychiatrzy wskazują, że G. działał w stopniu ograniczonym, postrzegał normy w sposób znacznie ograniczony. W przypadku drugiego oskarżonego psychiatrzy wskazują na obniżenie intelektu, to że jest nadmiernie podatny na sugestie. To skutek nadużywania alkoholu.

 

Prokurator żądał 6 miesięcy bezwarunkowego więzienia oraz nawiązkę: 1 tys. 500 zł od W. oraz 800 zł od G. na schronisko dla bezdomnych zwierząt w Radomiu. Wniósł także o zakaz - na 7 lat - posiadania zwierząt.

Obrońcy, choć przyznali, że sprawa ma charakter bulwersujący, to wskazywali także na winę Łukasza B, właściciela amstafa. - Ława oskarżonych jest za krótka. Na sali sądowej są obecne wszystkie media. Informacja o ochronie zwierząt, sposobie opieki powinna docierać do ludzi wcześniej. I to do takich ludzi jak oskarżeni. Tego brakuje, to ma znaczenie przy ocenie oskarżonych – wskazywali obrońcy z urzędu. Wnosili o łagodny wymiar kary. - Oskarżeni żałują tego co zrobili – argumentowali. Wacław W. i Sylwester G. także prosili o łagodny wymiar kary. Sąd wyda wyrok za tydzień.

Bartek Olszewski