Dramatyczna sytuacja SOR-u na Józefowie. Szpital apeluje o otwarcie drugiego
Jeden lekarz na dyżurze. Do przyjęcia kilkudziesięciu pacjentów. Sytuacja w szpitalu na Józefowie jest dramatyczna. Jego zarząd i personel błagają o pomoc i proponują, by covidową zrobić w regionie którąś z powiatowych lecznic, aby ta na Tochtermana mogła odciążyć będący na granicy wytrzymałości SOR na Józefowie.
Mówi Piotr Kołodziej, lekarz ze Szpitalnego Oddziału Ratunkowego MSS: - Prawda o SOR-ze internistycznym jest taka: mamy co najmniej dwukrotnie więcej pacjentów niż przed pandemią. Nie odbieramy telefonów od rodzin, żadnych. I nie będziemy odbierać, dopóki ten szał nie minie, ponieważ nie mamy na to czasu. Nie mamy czasu zająć się pacjentami, przejrzeć ich wyników, nie mamy czasu zlecić następnych leków, przegapiamy po ośmiu godzinach następną dawkę antybiotyku, bo fizycznie nie jesteśmy w stanie tego zrobić.
Sam na dyżurze
- Na internę na SOR-ze przyjeżdża między 50 a 80 pacjentów. W niedzielę byłem sam na dyżurze, bo drugi lekarz nie przyszedł; do dwunastej zostawiono mi 16 pacjentów, w międzyczasie przyjmowałem nowych - razem to było 50 kilka osób, a od godziny 22 do rana - kolejnych 18. Nie miałem czasu, ani możliwości zerknąć, sprawdzić wyników, efektu lekowego, bo całą dobę byłem na obrotach. Musiałem pójść do domu przespać się kilka godzin, bo dziś zaczynam dyżur dwudobowy. Mogę zejść z dyżuru, bo nikt mnie nie zmusi bym na nim był, ani minister zdrowia do pracy - opowiada dr Kołodziej. Podkreśla, że szpital i lekarze już rok wojują, czekają na jakąś pomoc. - Ale bez wsparcia i odciążenia nie damy już rady - zapewnia.
Najłatwiej zarazić się na SOR-ze
Na Józefowie internistyczny SOR ma zaledwie osiem łóżek. - I to jest najlepsze miejsce w Radomiu gdzie najłatwiej złapać covida, bo nie ma zachowanej żadnej normy dwumetrowego odstępu od siebie. Połowa starszych osób ściąga maski, pod pretekstem, że jest im duszno. Starsi oczekują 5-6 godzin? Tak, bo na łóżkach na korytarzu leżą panowie, którzy mają między 3,7 i 4,7 promila. I oni nie będą siedzieć na ławce, bo oni robią pod siebie. - Jestem gotów zrezygnować z pracy, jeśli mam tak pracować sam jak w niedzielę - przekonuje lekarz. I podaje wymowne statystyki: w ciągu pół roku na SOR-ze w tym szpitalu zmarło dwukrotnie więcej pacjentów, niż przez ostatnie pięć lat. - Nie jesteśmy w stanie trzymać żadnych norm, nie tylko epidemicznych, które się pacjentom należą, bo to, co robimy jest na granicy kryminału - twierdzi dr Kołodziej.
Na granicy wytrzymałości
Prezes Mazowieckiego Szpitala Specjalistycznego potwierdza: placówka jest na granicy wytrzymałości. - Częste zachorowania personelu wytrącają SOR z pracy, zdarzają się, mimo naszych usilnych starań, zakażenia pacjentów, lub pacjenci po wstępnej diagnozie okazują się pozytywni. I oni zostają u nas, a część jest ewakuowana do szpitala miejskiego. Nie jesteśmy dłużej w takich warunkach mieć pieczy nad innymi chorobami niż covid, a ich jest większość. I jeden szpital na tak duży obszar nie jest w stanie dobrze funkcjonować. To skutkuje nieprawidłowościami wynikającymi z przeciążenia pracą - mówi dr Tomasz Skura. Podkreśla, że nie ma możliwości zatrudnienia nowych lekarzy, bo ich po prostu brakuje. - Brakuje też pielęgniarek. Panie pracują ponad siły na dodatkowych dyżurach. Ta sytuacja jest na granicy ludzkiej wytrzymałości; ci ludzie wypalają się w sposób naprawdę dramatyczny i szybki - podkreśla prezes szpitala.
Szpital zgubił pacjenta
Dr Skura potwierdza, że informacje o kolejkach karetek stojących i wyjących przed szpitalem, o których piszą media, to tu codzienność. - Raz zdarza się 20 karetek, a raz cztery i to nie oznacza, że w tych czterech nie ma pacjentów wymagających szybkiej pomocy. A my nie jesteśmy w stanie jej udzielić, bo po prostu na SOR-ze brakuje miejsca. Nie mówię już o przyjęciach, ale o zwykłym, ludzkim podejściu do pacjenta i jego rodziny. Bo pacjenci zostają sami, bez rodzin - przypomina prezes MSS. Przytacza dramatyczna historię: podczas przyjmowania 100 pacjentów jeden się na jakiś czas zagubił, bo był chodzący, poruszał się po SOR-ze. - Ale zawiadomiliśmy policję i rodzinę, bo pamiętaliśmy o ubiegłorocznym przypadku, kiedy pacjent sam opuścił SOR. Teraz okazało się, że ten, którego rzekomo zgubiliśmy był na terenie szpitala, ciężko chory, a potem zmarł. Z przykrością muszę stwierdzić, choć nie jest to żadne wytłumaczenie: takie sytuacje będą się zdarzać - uważa dr Skura.
Nawet w Lublinie nie ma covidowego szpitala
Dlaczego w innych szpitalach i miastach jest jednak lepiej niż na Józefowie? - W Kielcach jest pięć szpitali, ani jeden covidowy, w Lublinie - o wiele więcej szpitali - ani jednego covidowego. To patologiczna sytuacja, by w tak dużym mieście jak Radom funkcjonował jeden specjalistyczny szpital. Nie możemy sobie pozwolić na tolerowanie takiej sytuacji - mówi dr Skura. Jego zdaniem, covidowym powinien być jeden ze szpitali profilowych, ale powiatowy. - Proponujemy przywrócić tryb normalny pracy szpitalowi radomskiemu, mającemu dużo oddziałów specjalistycznych, które zapewnią, przynajmniej w sposób podstawowy, bezpieczeństwo mieszkańców - prosi prezes MSS. Dodaje, że jeśli się tak nie stanie, za kilka miesięcy będzie jeszcze gorzej, bo dojdą planowane zabiegi. - Błagam, by ktoś wreszcie pomyślał o tym, bo dojdzie do tragedii - apeluje Tomasz Skura.
Zarząd szpitala napisał już prośby do wojewodów, koordynatora ds. lecznictwa. - Poprosiłem marszałka, by interweniował w naszej sprawie. I nie ma odzewu. Myślę, że zarówno władze miasta, jak i parlamentarzyści, do których zwróciliśmy się, muszą nam pomóc, bo epidemia będzie trwać jeszcze długie, długie miesiące i sytuacja pacjentów, którzy stoją w kolejkach do wykonywania badań i leczenia, będzie się pogarszać. Jeden szpital sobie z tym nie poradzi - powtarza dr Skura.
Bożena Dobrzyńska