Felieton: Kawa – cud – lód!

21 lutego 2011
Kawa, zaczynamy dzień. I od razu do sedna: nie wiem jak wy, ale ja mam już dość tej zimy! Nieco młodsi ludzie, choć są ferie, również. Moja córka się nudzi, woli iść do szkoły, bo coś się wtedy dzieje. Taki stan rzeczy lekko mnie niepokoi. Co mam poradzić i jak sobie pomóc, skoro kolejny miesiąc odśnieżam auto, skrobię szyby, a jak wiatr zawieje to całe białe piekło ląduje na twarzy? Masakra! I tak oto objawił się cud...

Minus 7, a ulica Kelles - Krauza nie jest śliska!
Cudu nie sprawdzałem telefonicznie, jednak go wyraźnie poczułem. Byście doznali podobnego olśnienia warto wyjść do auta a nie tylko wystawiać nos za firankę, by stwierdzić, że znowu nam sypnęło puchem. Nie tak ambitnie jak przed pierwszą i drugą turą wyborów samorządowych, ale biały puch jest. Wieść niesie, że z końcem ubiegłego roku na jakość walki z żywiołem prezydent Kosztowniak się wściekł! - Elektorat ma iść suchą nogą do urn i wybrać dobrą kontynuację bo jest dobra! - mogło brzmieć zdanie w „Sezonach Pałacowych” (Krzysztofie, pozdrowienia!!!)... Zatem, o czym ja tu... ?? ...aaaa... już wiem: o CUDZIE! Ziściło się, stało się, asfalt jest asfaltem a nie ślizgawką! To niewiarygodne, bo nawet przy  lekkim opadzie śniegu mieliśmy przez lata coś co nazywaliśmy masakrą! Piaskarki próbowały walczyć a wychodziło im tak, że prawie cały "moto Radom" szlag trafiał. Cały, prócz dyrekcji MZDiK. Taka firma, zależna od naszej kasy radzi sobie fantastycznie z czarowaniem rzeczywistości, ich spece powinni tłumić niezadowolenie wyrażane przez niezadowolony lud/lód na ulicy. My widzimy i czujemy ślisko, oni twierdzą, że walczą i naukową odpowiedź mają na każdy nasz uliczny poślizg.

Tymczasem coś się zmieniło! Jeździłem w sobotę, w niedzielę i dziś również widzę... odśnieżone drogi! Asfalt jest asfaltem i w dodatku jest widoczny oraz leży tam gdzie powinien leżeć. Cholera – albo to cud albo nowy zarząd MZDiK zaiste umie walczyć z zimą. Już kiedyś wspominałem, jak to prezydent stolicy wywalił cały zarząd tamtejszego „MZDiK”, bo była szklanka na drogach. Na drugi dzień szklanki nie było; stolicą rządził wtedy Lech Kaczyński. U nas także podziękowano za pracę dawnej wierchuszce MZDiK... Resztę analogii sobie podaruję, bo... piję kawę.

I z kawką zabieram was na ulicę. Dziś zwiedziłem kilka z nich: są czarne, asfaltowe, przejezdne, nieśliskie! Nie widziałem oczywiście wszystkich radomskich duktów, ale w cudownym klimacie (mimo poniedziałku) chcę pozostać. Klimat lekko popsuła moja szefowa twierdząc, że śnieg nie jest taki, co byłby śliski, więc dlatego nie jest ślisko. Ach, i jeszcze słońce świeci więc się topi... ten śnieg. - Dlatego jest czarno i mokro - wytłumaczyła. Ja rozumiem doświadczenie życiowe, ale nie pozwolę wytrącić się z mego błogiego stanu, mimo że te wszystkie przejezdne i nieśliskie jezdnie widziałem po drodze, jaką prezydent pokonuje z domu do swojej pracy.

Mniejsza z tym ostatnim, mamy jednak prawdziwy problem. Polega on na filozofii świstaka, który "zawija w sreberka”. Na tejże zasadzie zawijania ufam, że pod aleją Wojska Polskiego znaleziono bogate złoża gazu łupkowego albo cenny nocnik z porcelany i trzeba to przebadać. Prace wykopaliskowe trwają tam od jakiś dwóch tygodni. Dziura jest wielkości Argentyny, drogowcy jej nie zalepiają, a my ją zaliczamy jadąc lśniącymi autami. Poważniej: uważajcie przy zjeździe pod ulicę Lubelską jadąc wschodnią ścieżyną tej ledwie się trzymającej drogi. Zastaniecie tam albo barierki, albo drapiących się po głowie panów w pomarańczach debatujących co zrobić z argentyńskim nocnikiem. Nocą jest gorzej, bo cały wasz maybach zmieści się w tej dziurze. Wtedy też trudniej o barierki w tym miejscu: leżą połamane przez tiry. Ale jest plus: dziura jest odśnieżona! Podobną odśnieżoną dziurę znajdziecie przy ul. Wjazdowej. Przepraszam, ta dziura jest jak równik, ciągnie się przez całą Wjazdową i nie warto tam wjeżdżać... No chyba, że chcecie by wam MZDiK pokryło koszty wymiany zawieszenia.

Tak oto cudownie wróciłem do mego stanu piątkowego, gdy zastanawiałem się nad tym czy cud nadejdzie, czy nie? Pogodynki zapowiadały, że sypnie i mrozik ściśnie, co się stało. Ale nie znam jeszcze innych cudownych odpowiedzi na inne cudowne pytania... Na przykład czemu nowy zarząd MZDiK nie wspierał, bądź nie rozładowywał cudownie protestującej wierchuszki magistratu na „siódemce”? Ach, być może dlatego, że część urzędników tej firmy załatwiało ugodę z firmami „wodnymi” na to, by obwodnicę budować? Bez takowej wojewoda nie może podpisać zgody na wbicie pierwszej łopaty. Albo z innej beczki: czy na przykład wiceprezydent od oświaty w naszym mieście dostał ukaz od swego pryncypała na szukanie nowej szkoły do przenosin w ramach tak zwanej „reformy urzędnika Fałka”?

Ależ jestem wredny, czepiam się w tej cudownej atmosferze tylko jednej, politycznej strony! Oj, nieładnie! Zatem: jakim cudem powstanie nowa linia kolejowa Radom – Warszawa skoro spece z Mott MacDonald Limited Sp. z o.o. będą biegać przez dwa lata, by załatwić sprawy papierkowe, a na budowę zostanie jeno roczek z lekkim okładem?! Aaaaa... wiem, góra sprowadzi miliardową armię speców-budowniczych z Chin! To by miało nawet sens. Budowniczych ugościmy w miejscach wcześniej przetestowanych przez kibiców Euro 2012. To jest możliwe, toć żyjemy w ciekawych czasach. Rzekłbym nawet: cudownych! Kawa się skończyła... a zimy mam już dość.

Bartek Olszewski