Felieton. Orban stawia na Radom
Ponieważ podczas rozmowy z
nią nie byłam jeszcze po lekturze tekstu, zaryzykowałam: może chodzi o
nawiązanie do Czerwca 76 roku? Przecież rzecz jest o zagrożeniach
demokracji na Węgrzech, na co wskazuje wielu publicystów i polityków.
Aliści trop był błędny. Krzysztof Varga (autor o węgierskich korzeniach) pisząc o przyczynach ciągle bardzo dużego poparcia - mimo złej sytuacji ekonomicznej - naszych bratanków i od bitki i od szklanki dla premiera Viktora Orbana, tłumaczy m.in. kwestie demograficzne kraju nad Balatonem. Otóż - przypomina - Węgry to 10-milionowe państwo, gdzie ponad 2 mln jego obywateli mieszka w jego stolicy - Budapeszcie. " Na Węgrzech wszystko prócz Budapesztu (...) jest prowincją. Drugie co do wielkości miasto na Węgrzech, Debreczyn, ma ledwo 200 tys. mieszkańców" - uświadamia publicysta. I brnie dalej: "Wyobraźmy sobie Polskę, gdzie następnym po Warszawie miastem jest Radom. Nie ma za to Wrocławia, Krakowa, trójmiasta, Poznania. Viktor Orban stawia na Radom, tam szuka swoich zwolenników".
Ooooo... i jesteśmy nie tylko w Radomiu, ale w domu. Toż to o to chodzi! Pisać o Radomiu, czternastym co do wielkości mieście w Polsce, że to prowincja?! Stawiać ryzykowne hipotezy, że węgierski premier chce, niczym Jarosław Kaczyński, Budapesztu w Warszawie, Debreczyna w Radomiu? Zgody na to być nie może, skoro - jak dowiadujemy się z tekstu "Kryzys (....) coraz bardziej dotyka zwykłych ludzi. BKV, miejski przewoźnik obsługujący budapeszteńskie autobusy, tramwaje, trolejbusy, metro i kolejkę podmiejską jest na granicy bankructwa i za chwilę być może upadnie, a mieszkańcy tego pięknego miasta będą je przemierzać per pedes. Budapesztańczycy jeżdżą zdezelowanymi starymi ikarusami, przerdzewiałymi wagonami metra, wiekowymi trolejbusami".
Oho, ho, ho! - jakby zawołał prezydent (ale nie Radomia, a kraju), to skoro tak jest w Budapeszcie, stolicy, to jak może być w Debreczynie, który ma być przeniesiony do Radomia? Przecież ikarus, owszem jeździ po naszym, czternastym co do wielkości mieście w Polsce, jednak tylko przy specjalnych okazjach i to jako zabytek! No, może jedno małe podobieństwo byśmy znaleźli: radomskie MPK też ledwo zipie i gdyby magistrat nie aplikował mu od czasu do czasu ożywczej, złotówkowej kroplówki, też byłoby dziś bankrutem.
Nie wiemy też jaką tam mają oświatę i czy przpadkiem nie namajstrowali przy niej bardziej niż nasz rodzimy ratusz?
Warto więc, zanim prezes Kaczyński sprawi, że w Warszawie będzie Budapeszt, a premier Orban przyczyni się, do tego, że w Radomiu będziemy mieli Debreczyn, wybrać się na krajoznawczą wycieczkę na południe? Nie tylko po to by wypić tokaj czy, zjeść ostry gulasz i zatańczyć czardasza. Podróże wszak kształcą.
Bożena Dobrzyńska