Gombrowicz wrócił do Wsoli

11 października 2009
Co by powiedział Gombrowicz? Z pewnością coś oryginalnego i niekoniecznie poprawnego - używając współczesnego języka - politycznie. Do Wsoli, majątku niegdyś jego rodziny, zjechały setki osób na otwarcie muzeum. Ale i mistrz dał znać o sobie... W muzeum są pamiątki po pisarzu

Frekwencja była tak duża, mimo że placówkę oficjalnie, przy udziale władz Mazowsza, którym muzeum podlega, otwierano już wczoraj. Dziś poza obejrzeniem i wysłuchaniem programu artystycznego goście mieli in. zwiedzać ekspozycję. Ale było to fizycznie niemożliwe, tym bardziej że pogoda nie pozwalała przenieść części chociaż programu w plener. Widzowie zapełnili nie tylko jedną z największych sal, ale i hol, oblepili klatkę schodową. Na szczęście patron muzeum nie pozwalał o sobie zapomnieć nawet w łazience, gdzie na glazurze wypisano stosowny cytat z "Ferdydurke". Rita Gombrowicz była wzruszona

- Jestem bardzo szczęśliwa i wzruszona, że wreszcie jest to muzeum. W miejscu należącym do rodziny Witolda. Mogę powiedzieć nawet, że to cud, bo właśnie tutaj zaczynał pisać - mówiła do publiczności wdowa po pisarzu Rita Gombrowicz. - Mam nadzieję, że będzie to miejsce żywe, gdzie będą spotykać się młode osoby, które przyczynią się do prezentowania twórczości Witolda - podkreślała. Zapraszała także do odwiedzin specjalnej strony internetowej poświęconej pisarzowi (www.gombrowicz.net), ale nie udało się jej publicznie pokazać, co planowano, ponieważ okazało się że witryna odsłania się na ekranie do góry nogami. - To z pewnością psikus, który zrobił Witold - żartowała Rita Gombrowicz. Tomasz Tyczyński zaprasza

Szef muzeum Tomasz Tyczyński przyznał, że zainteresowanie imprezą we Wsoli, znacznie przerosło oczekiwanie pracowników muzeum. - Zapraszam do odwiedzania nas od środy do niedzieli. Muzeum będzie otwarte także w weekendy od godz. 10 do 17 - mówił. 

Muzeum podzielono tematycznie na dwa etapy życia pisarza; na parterze - polski, na piętrze - emigracyjny. W obu są prywatne rzeczy przekazane przez żonę artysty: krawaty, fajki, laski, okulary, wieczne pióro, maszyna do pisania, a także dwa ulubione fotele. Te zawisły -  też do góry nogami pod sufitem dworku. - Bo tylko luster nie da się tak powiesić - przypomniała powiedzenie Gombrowicza autorka wystawy Jolanta Pol. Tuż przy wejściu wita przybyłych kawiarnia "Ferdydurke", gdzie z kilkudziesięciu takich samych portretów patrzy na nas Gombro, a my możemy usiąść przy stoliku, ta jak on siadał przed wojną w "Małej Ziemiańskiej".

Bożena Dobrzyńska

Więcej zdjęć w Galerii

Zobacz też: Radomia nie cierpiał, Wsolę polubił

Reklama