
Przypomnijmy: Mazowiecki Szpital Specjalistyczny chciał w ogóle zamknąć pierwszy oddział wewnętrzny, ponieważ większość zatrudnionych tam lekarzy złożyło wypowiedzenia z pracy. Jednak wojewoda nie wyraził zgody na likwidację oddziału i zarząd szpitalnej spółki musiał szukać rozwiązań trudnej sytuacji. Udało się wprawdzie zatrzymać medyków przez kolejny miesiąc, ale teraz odchodzą oni ostatecznie.
Na razie prowizorka
Jednak prokurent spółki zapewnia, że zagrożenia dla pacjentów nie ma. - Pięciu lekarzom kończy się okres wypowiedzenia 30 kwietnia. Pozostanie zatem trzech lekarzy, do pomocy którym przesuwamy dwóch specjalistów z kardiologii; będą to internista i endokrynolog. Zapewnia oni obsadę dzienną, a jeśli chodzi o dyżury będziemy się posiłkować lekarzami kontraktowymi - mówi Krzysztof Zając.
W czwartek pacjenci pierwszej interny (zostanie ich dziesięciu) zostaną przeniesieni do sal na siódme piętro. Mają tam pozostać przez dwa tygodnie. W tym czasie na oddziale zaplanowano remont.
Krzysztof Zając przyznaje, że nadal jest to odłożenie ostatecznej decyzji do czerwca. - Prowadzimy rozmowy z lekarzami spoza szpitala i chcemy na nowo wtedy ruszyć tym oddziałem, ale już z nową obsadą - tłumaczy prokurent MSS.
Pacjenci do domu, ordynator spakowany
Pierwsza interna opustoszała, nie przyjmuje już nowych pacjentów. A jeszcze niedawno leżeli nawet na korytarzu. Pakuje się też dr Sławomir Narożnik, ordynator oddziału. - Najważniejsza jest teraz odpowiedź na pytanie, dlaczego rozleciały się dwa oddziały szpitalne (doktor mówi tu także o pediatrii, która MSS chciał zamknąć z podobnych powodów jak internę - przyp. autorka). To się nie zrobiło ani dzisiaj, ani wczoraj, ani miesiąc temu. To się sypało od lat - twierdzi lekarz. Jego zdaniem, zarówno on sam, jak i wiele innych osób, w tym asystenci alarmowali. - Pisali, mówili, że trzeba wzmocnić oddział, bo inaczej się posypie. Ale to był głos wołającego na puszczy. Nie zrobiono nic. Nawet nie odpowiedziano na te listy, na te pisma - zarzuca dr Narożnik.
Na internie się nie zarabia
Jako przyczynę problemów odchodzący ordynator podaje też przekształcenie szpitala w spółkę i konieczność szukania oszczędności. - Nawet miliarderzy oszczędzają i ja nie mówię, że trzeba trwonić pieniądze. Ale tu została przekroczona pewna granica tego oszczędzania. Nie można dążyć do tego, żeby za wszelka cenę szpital był jednostką, która zarabia. On nigdy nie będzie zarabiać, a już szczególnie oddziały internistyczne. te oszczędności, które uzyskaliśmy były tak nieznaczne, że w skali długu, który ma szpital, nic nie zmieniły - mówi Sławomir Narożnik. Istotą sprawy - według niego - są nadwykonania, za które się nie płaci i źle skonstruowane kontrakty z NFZ. - Po prostu cena za punkt jest za niska. W tych kontraktach są sumy wzięte z sufitu i te pieniądze nie wystarczają, aby zadbać o pacjenta - przekonuje dr Narożnik. I sumuje: - Nie można też zaplanować ilu chorych w roku będzie miało zawał, ilu będzie miało cukrzycę, a ilu nadciśnienie. Ta polityka musi się zmienić, bo to jest ślepa uliczka - przekonuje.
Szef pierwszej interny w MSZ uważa, że plany zarządu szpitala to tylko doraźne łatanie dziur. - Na oddziale potrzeba dziesięciu lekarzy. Będzie bardzo trudno zorganizować oddział na stałe. Ja ten oddział budowałem 20 lat i nie oni takiego oddziału nigdy nie zrobią. Tu będą przyjęci jacyś przypadkowi ludzie, po przeszkoleniu, nawet ze specjalizacją. Ale żeby stworzyć zespół potrzeba lat pracy - podkreśla dr Narożnik.
Bożena Dobrzyńska
-
-
-
-
Zdjęcie ilustracyjne
-
-
-
Zdjęcie ilustracyjne
-
-