Iwona na plaży

Na inscenizację kolejnego dramatu Gombrowicza przyszło do teatru - podobnie jak w sobotę - wiele młodych osób. O ile jednak musicalowa "Ferdydurke" bardzo przypadła widowni (nie tylko młodej) do gustu, o tyle niedzielny spektakl Litwinów zawiódł. Do tego stopnia, że po pierwszej części przedstawienia część publiczności po prostu z niego wyszła.
Twórcy ze State Youth Theatre z Wilna zagrali "Iwonę" na plaży, plaży strzeżonej wysokim ogrodzeniem z falującym morzem w tle, wyświetlanym na ekranie. Przez tak zaaranżowaną scenę przewijają się dworskie postaci dramatu. Wśród nich tytułowa, milcząca bohaterka sztuki o dziwnej co nieco powierzchowności - wielka, koścista. Brzydka. Ni to kobieta, ni to mężczyzna. Prawdziwa - jak chciał Gombrowicz - ciamciaramcia. Ale znów w nadmiarze efekciarskich zabiegów (dotyczą one choćby kostiumów udających nagość), w dosłowności wielu scen gubi się podstawowe Gombrowiczowskie przesłanie: czy potrafimy w sztuczności dworskiej formy zachować własną tożsamość? Na ile konwenans, norma, zasada nas ogranicza? Czy potrafimy się z nich wyzwolić? Czy ucieczka od jednej formy nie wrzuca nas w inną? Dopiero na sam koniec przedstawienie próbuje dać odpowiedź na to pytanie. Podczas bankietu wydanego na cześć Iwony cały dwór gromadzi się przy ogrodzeniu, w tym momencie stanowiącym rodzaj krat i przygląda się, jak kandydatka na księżniczkę dławi się ością z karasia. Ale widzowie Iwony wtedy nie widzą, nie ma jej już na scenie.
Dziś wieczorem możliwość skonfrontowania tej inscenizacji z wersją Teatru im. Szaniawskiego z Wałbrzycha.
Bożena Dobrzyńska