„Iwona” według Mate Szabo

17 października 2010
Ogromnym brawami przyjęła radomska publiczność premierowy spektakl "Iwony, księżniczki Burgunda", który zainaugurował wczoraj IX Międzynarodowy Festiwal Gombrowiczowski.

Kim jest Iwona?

"Iwona nosi pewne cechy lustra, choć nie sposób tego stwierdzić na pewno. Nie dzieje się to w sposób bardzo widoczny. Jeżeli ktoś w jej obecności może odnaleźć jakiś grzech, jakiś błąd, może wzbudzić w sobie wyrzuty sumienia, na pewno znajdzie ten grzech i te wyrzuty sumienia będzie miał. Ona te wyrzuty sumienia interpretuje, pobudza, ale nie jest to pokazane w sposób bardzo oczywisty. A to, co odbija się w tym lustrze, jeżeli już tak możemy mówić, to właśnie sumienie, wyrzuty sumienia, ludzie żyjący z nimi, z grzechami, żyjący w jej świadomości, ale nie potrafiący się jednak zmienić, ani nic z tym zrobić" - powiedział w rozmowie z naszym portalem przed premierą reżyser przedstawienia Mate Szabo. Wczoraj mogliśmy się przekonać jak artysta interpretuje Gombrowiczowską historię i jej postaci.

Akcja "Iwony" według Szabo toczy się tylko symbolicznie na królewskim dworze, bo reżyser zabiera nas do wesołego miasteczka, albo nawet na dziecięcy plac zabaw, gdzie głównymi elementami scenograficznymi są karuzela i huśtawka. To miejsce z założenia wesołe, skrzące się śmiechem, dowcipem. Ale do czasu. Do momentu, gdy pojawia się - jak ją potem określi Król Ignacy (Janusz Łagodziński) "Cimcirymci" - czyli Iwona (Karolina Michalik). Brzydka, nieefektowna. Zagubiona i przestraszona. Typowy milczek. Tymczasem Książę Filip (Krzysztof Chudzicki) oświadcza rodzicom, że będzie się z nią żenił!

Kim ona jest? Dlaczego ogniskuje na sobie zainteresowanie otoczenia? Przecież nie to, że fatalnie się ubiera i nie ma nic do powiedzenia. Co ma takiego w sobie, że przed oczami Króla stają jak żywe obrazy z przeszłości, które uświadamiają mu że popełnił zbrodnię? Co ma w sobie ta bardziej niż przeciętna dziewczyna, że Królowa Małgorzata (Danuta Dolecka), zaczyna się bać, że wyjdzie na jaw jej grafomańska twórczość? Dlaczego Książę Filip, a potem król i Szambelan (Jarosław Rabenda) układają plan jej zabicia?

Mate Szabo nie daje prostych odpowiedzi, ale każe widzowi, by miał podobne wątpliwości. Bo nieważne, że nie ma wśród nas króli, książąt, szambelanów. Są natomiast "Iwony", które powodują, że zaczynamy się zastanawiać nad swoimi wyborami, decyzjami, zachowaniami. Często takie "Iwony" uwierają nam, przeszkadzają, nie pozwalają dobrze spać. Chcielibyśmy je w sobie zabić. - Ale nie potrafimy jednak się zmienić, ani nic z tym zrobić - rzeczywiście uświadamia  Mate Szabo i jego Gombrowicz.

Radomska "Iwona"ma bardzo wiele atutów: dobre aktorstwo, gdzie szczególnie trzeba wyróżnić świetnego Janusza Łagodzińskiego i bardzo dobrą Danutę Dolecką, znakomicie wkomponowaną muzykę (a właściwie różne jej rodzaje od Armstronga, Sinatrę po rap) i elementy choreograficzne, a całość przypomina a to musical, a to farsę. Reżyser cały czas nie pozwala nam jednak zapomnieć, że to nasze, współczesne "wesołe miasteczko", gdzie ludzie rozmawiają przez telefony komórkowe, korzystają z laptopów. Gdzie wprawdzie można się świetnie bawić, ale często bywa, że jest to śmiech przez łzy.

Dziś kolejna "Iwona" w wykonaniu opolskiego Teatru Lalki i Aktora, a wieczorem "Trans-Atlantyk", który przypłynął do Radomia z Teatru Narodowego Cervantesa z Buenos Aries.

Bożena Dobrzyńska