Jacek Hugo-Bader o reporterze nie tylko w Rosji

24 kwietnia 2012
Niezwykle barwny, interesujący, ciekawy ludzi - taki jest Jacek Hugo-Bader, czyli taki sam jak jego reporterskie teksty. Przekonali się o tym ci, którzy przyszli na spotkanie z dziennikarzem Gazety Wyborczej do Miejskiej Biblioteki Publicznej.


 

 

Na spotkanie przyszli wierni czytelnicy reportera   Było ich niemało; sala pełna, trzeba było dostawiać krzesła. Jacek Hugo-Bader jest tez nieprzewidywalny; plan spotkania jaki przygotowała dyrektorka biblioteki Anna Skubisz-Szymanowska legł bowiem w gruzach. Zdążyła zadać bodaj tylko jedno pytanie, dalej rozmowa reportera z publicznością toczyła się sama, całkowicie improwizowana przez gościa.

Od autora "Dzienników Kołymskich" dowiedzieliśmy się zatem, że:

- napisał książkę, która pierwotnie miała powstać na zamówienie "dwóch laluń", które przyszły do niego, bo chciały, by reporter wziął w podróż (jakąkolwiek, gdziekolwiek) nowy telefon reklamowany przez ich firmę. Ale potem "lalunie" wycofały zlecenie, umowa nie była podpisana, zaliczki nie dali, a przygotowania do wyjazdu do Rosji były mocno zaawansowane, na dodatek Hugo-Bader mocno podniecił się perspektywą podróży. - Poszedłem do mojego wydawnictwa i spytałem czy chcą taka książkę. Od początku wiedziałem, że przybierze formę dziennika, bo ona narzuca się sama - na Kołymę prowadzi tylko jedna droga - opowiadał dziennikarz.

Dziennikarz rozmawiał z publicznościąPodczas wielokrotnych pobytów w Rosji (pierwszy raz w 1993 r., gdy dotarł do Andrieja Kałasznikowa, konstruktora słynnego "kałasza", wcześniej odwiedzając także Radom i tutejsza fabrykę broni), przekonał się, że:

- Rosjan często nie obchodzi ta historia, ktora interesuje nas. - Oni mają to po prostu w dupie. Mówili: Jacek, daj spokój. To boli - wspominał dodając, że "jak boli, to się tego nie dotyka";

- w Rosji nie można ot, tak zwyczajnie odmówić wypicia wódki, tłumacząc się, że za rano, albo że jest się świadkiem Jehowy albo abstynentem. - Bo wiadomo, że wtedy nie pogadamy, że nie dotrę do najgłębszych pokładów człowieczej duszy. A rozmówca najciekawsze rzeczy oopowiada na końcu. Nasza rozmowa musi się "perlić" - przekonywał Hugo-Bader, który z Jurijem Sałatinem przegadał dwie doby. To jego fotografia na starym motocyklu zdobi okładkę "Dzienników Kołymskich".

Reporter doszedł także do wniosku , że każda jego rozmowa z Rosjanami kończyła się tak samo. - "Patrz Jacek, ty Polak, a ja Ruski, a tak dobrze nam się rozmawia.  Byliśmy takimi przyjaciółmi, a wy musieliście nas zdradzić i iść do tych Amerykańców?" - cytował zdumionych rozmówców. - A oni dodawali: "Ile my musieliśmy sobie odmawiać, żeby wam było dobrze!" I oni w to święcie wierzą. A ja za każdym razem muszę tłumaczyć, że przecież było odwrotnie - opowiadał Jacek Hugo-Bader.

 

Bożena Dobrzyńska