Kasa miejska świeci pustkami?

26 sierpnia 2009
W miejskiej kasie brakuje pieniędzy, by zapłacić m.in. wykonawcom inwestycji. Deficyt budżetowy oraz dług Radomia i tak są duże, a teraz prezydent zwraca się do rady, by zgodziła się na emisję obligacji komunalnych. Jak zapełnić kasę magistratu?

Radni mają zająć stanowisko na piątkowej nadzwyczajnej sesji, o zwołanie której poprosił Andrzej Kosztowniak. Jak wynika z projektu uchwały, który zostanie przedstawiony radnym, gmina chce  wypuścić jeszcze w tym roku obligacje o łącznej wartości nominalnej 90 mln zł. Wartość nominalna jednej obligacji będzie wynosiła 10 tys. zł lub wielokrotność tej kwoty. Miasto zaproponuje ich nabycie indywidualnym adresatom, nie mniej jednak niż stu osobom. Wykup obligacji miałby nastąpić w latach 2011 - 2013.

Jak zatem wielkie są pustki w miejskiej kasie? - To przesada, żeby tak twierdzić - uważa Ryszarda Kitowska z zespołu prasowego UM. Przyznaje jednak, że brakuje pieniędzy na "uregulowanie pewnych należności". - Sporo z nich jesteśmy w stanie odłożyć na później, np. te, które mają wpłynąć ze szkół do Radpecu, Wodociągów. Nie ma sytuacji drastycznej, bo wszystko to są miejskie spółki - tłumaczy.

Miasto jest też spokojne o pieniądze, które powinno dostać jako refundacje prowadzonych inwestycji. - Mamy umowę z ministrem kultury na finansowanie szkoły muzycznej, zapłaciliśmy już wykonawcy 8 mln zł i teraz czekamy na zwrot połowy tej kwoty. Podobnie jest z ul. Hodowlaną. Tu umowa z marszałkiem gwarantuje, że zwróci nam 1 mln 600 tys. zł. Kitowska podkreśla, że refundacja poniesionych już nakładów jest procesem żmudnym i długotrwałym. - Np. w przypadku szpitala czekamy na pieniądze za zakup aparatury jeszcze w latach 2007 - 2008 - dodaje. Z kolei Bank Gospodarstwa Krajowego jest "winien" magistratowi 2 mln zł z tytułu budownictwa socjalnego. Kitowska zapewnia, że do kasy miasta cały czas wpływają pieniądze z podatków. - Samego dochodowego ok. 10 mln zł miesięcznie - wylicza. 

Deficyt budżetowy Radomia, na który zgodzili się z wielkimi oporami zwłaszcza radni opozycji, wynosi prawie 225 mln zł, gdy tymczasem wartość inwestycji to ok. 300 mln zł. Po raz ostatni radni zwiększali deficyt o 28 ml zł w maju br. Z kolei dług miasta wynosi 100 mln zł, po wyemitowaniu obligacji wzrośnie do 260 mln zł.

Przypomnijmy: podczas uchwalania tegorocznego budżetu opozycja przestrzegała prezydenta przed nadmiernym zadłużaniem miasta. Opozycja twierdziła jednak, że budżet jest "odważny i rozważny", a miasto dokonuje "skoku cywilizacyjnego" przeznaczajc tak dużo pieniędzy na inwestycje.

Radny Bohdan Karaś (SLD - Porozumienie Lewicy) na swoim blogu komentuje: 

(...) w Radomiu (...) okoliczności rynkowe i złe zarządzanie totalnie zatrzęsły miejską kasą, choć wcale tak się stać nie musiało. Zanim do tego jednak doszło miesiącami płynął ze środków masowego przekazu piękny śpiew zgodnego chóru pisowskich polityków o cudach nad Mleczną i geniuszu prezydenta miasta. Problem zaczynał się dopiero wtedy, gdy któremuś z tych piewców zadawałem pytanie, a co takiego zrobił dotychczas prezydent Kosztowniak, czego nie zrobiłby ktokolwiek, kto by był na jego miejscu? Czy może nie remontowałby dróg? Czy nie budowałby szkoły muzycznej? Czy nie wznosiłby pawilonu ginekologiczno - położniczego? No może najwyżej basen zamiast na Ustroniu, byłby np. na Południu lub w Centrum. I dalsze pytania: czy samoloty nie latałyby nad naszym niebem na Air Show? Czy nie odbywałyby się koncerty na Żeromskiego? Czy byłoby brudniej? Otóż odpowiedź jest bardzo prosta, każdy zrobiłby niemal to samo, pewnie minimalnie tylko  przesuwając akcenty. Ale gdyby miastem rządził inny prezydent może nie byłoby aż tak potężnego zadłużenia, braku płynności finansowej, może Radom nie byłby ostatni w ogólnopolskich rankingach, może ruszyłby już cywilny port lotniczy, może działałby na full ZUOK, może powstawałyby nowe miejsca pracy, może ku uciesze mieszkańców zrealizowano by wiele innych niekonwencjonalnych pomysłów, może wreszcie słuchałby on choć trochę opozycji (...).

(bdb)