Komorowski o broni, studentach i pani Krysi

25 maja 2010
W ekspresowym tempie odbywała się wizyta marszałka Sejmu i kandydata na prezydenta Bronisława Komorowskiego w Radomiu. Najpierw spotkanie w Fabryce Broni, potem na Politechnice Radomskiej, na odwiedziny w Muzeum Gombrowicza we Wsoli nie starczyło już czasu. Marszałek zmienił plany i pojechał do zalanego przez powódź Wilkowa na Lubelszczyźnie.W Fabryce Broni


Dwa razy Bronisław Komorowski składał też kwiaty pod pomnikami; najpierw poświęconemu rozstrzelanym przez hitlerowców pracowników Fabryki Broni, potem pod kamieniem upamiętniającym wydarzenia radomskiego Czerwca 1976 roku.

W "Łuczniku" kandydat na prezydenta obdarowany repliką bagnetu z 1939 roku przekonywał załogę, że nie wypiera się swoich zainteresowań i emocji związanych z polską bronią i polską armią. Bo - jak mówił - Musimy zadbać o to, by polska armia i polski przemysł zbrojeniowy, który jest częścią systemu obronnego, znalazł właściwe miejsce w zmieniającej się rzeczywistości gospodarczej. Przypomniał, że zarówno armia, jak i "zbrojeniówka" przeszła bardzo długą drogę transformacji począwszy od 1989 roku i przekonywał, że zna problemy jednej i drugiej, choćby z okresu, gdy był ministrem obrony narodowej w rządzie Jerzego Buzka.
Odpowiadając na pytania pracowników Fabryki podkreślał, że przyszłość i stabilność takim firmom jak "Łucznik" może dać uchwalenie ustaw, podobnych do tych jakie Sejm przyjął w 2001 roku właśnie w czasie, gdy kierował resortem obrony, w tym ustawy o modernizacji polskiej armii. - Ten mechanizm wprowadzony w 2001 roku daje możliwość finansowania armii, w tym przeznaczania do 20 - 23 proc. budżetu obronnego na zamówienia w obszarze modernizacji technicznej - tłumaczył. Jego zdaniem tylko determinacja i odwaga przy podejmowaniu podobnych decyzji dzisiaj, pozwoliłaby na rozwiązanie problemów dotyczących zamówień na wyroby m.in. FB. Marszałek składał kwiaty

Na Politechnice Radomskiej Komorowski miał wygłosić wykład pt. "Innowacyjność - Polska cyfrowa", ale wypełnioną - nie tylko studentami - po brzegi aulę uczelni poinformował, że woli rozmawiać o problemach szkolnictwa wyższego. Wyjaśniał, że jest przeciw pomysłowi minister szkolnictwa wyższego Barbary Kudryckiej, która chce utworzyć w Polsce kilka wiodących, "flagowych" uczelni i rozwijać głównie takie ośrodki. Opowiedział się też za konkurencyjnością na rynku edukacji, twierdził, że polskie szkoly wyższe powinny stać się atrakcyjnym miejscem nauki dla młodzieży ze Wschodu Europy. Odpowiedział też na bardzo ogólnie sformułowane pytanie, o tym co sądzi o sytuacji powodzian. - Ludzie często - nawet moi znajomi - przekształcają letniskowe domki w domy docelowe, stawiają je na zalewowych terenach, a na pytanie dlaczego odpowiadają: " bo tam jest ładnie". Skoro jest ładnie, to niech robią to na swój własny koszt - mówił. Zapowiedział uruchomienie takich mechanizmów prawnych, które umożliwią samorządom wydawanie negatywnych decyzji lokalizacyjnych. - Trzeba im dać do ręki przepis do powiedzenia "nie" - twierdził. Na Politechnice zamiast wykładu

Podczas spotkań wracały wątki radomskie. W Fabryce Broni marszałek wspominał swoje podróże do Radomia po 1976 roku, kiedy jako opozycjonista wspierał robotników represjonowanych za udział w wypadkach czerwcowych. Na Politechnice przerwał w pół słowa swoje wystąpienie pytaniem: - Pani Krysiu, to pani? Naprawdę bardzo się cieszę i nisko się kłaniam - mówił. Zebranym wyjaśnił, że to Krystyna Dzierżanowska, sąsiadka jego ciotki, która wysiedlona z Wileńszczyzny mieszkała w Radomiu przy ul. Moniuszki 12 aż do końca życia. - To w mieszkaniu pani Krysi miałem wikt, opierunek i melinę najlepszą. Nikt nie był w stanie mnie tam wytropić - opowiadał o przyjazdach do Radomia i gościnności sąsiadki ciotki.

Bożena Dobrzyńska