Kto słuchał ten trąba!

26 października 2008
„Ferdydurke” jako musical. Taką wersję Gombrowicza zaprezentował podczas festiwalu Teatr im. Bogusławskiego z Kalisza. Publiczność była zachwycona. Śpiewają Gombrowicza


Dodajmy – na widowni „Powszechnego”  w sobotni wieczór zasiadła przede wszystkim bardzo młoda publiczność. Być może dlatego nie przeszkadzało jej, że Rafał Dziwisz, który „Ferdydurke” adaptował na scenę i  że reżyser przedstawienia Wojciech Kościelniak okroili tekst wyłącznie do szkolnego wątku powieści. Jeszcze raz mogliśmy się więc przekonać, że z Gombrowicza można czerpać jak z worka bez dna. Bo wszak nieustannie czerpiemy, nie mając nawet tej świadomości, ze specyficznej  frazy Gombrowiczowskiego języka. Bo "przyprawianie gęby" czy „udupianie” bywa jeśli nie naszym chlebem codziennym, to na pewno reakcją, komentarzem do napuszoności, patosu, bezsensownej wzniosłości „oficjalnej” strony życia, która fundują nam nie tylko nauczyciele, ale i urzędnicy, politycy.

Gombrowicz jest tak pojemny, że w kaliskiej inscenizacji brzmi tak samo przekonująco w kwestiach mówionych, jak i śpiewanych. Czasem może nawet bardziej w tych drugich – mamy przecież do czynienia z młodymi bohaterami – skłonnymi do zabawy, wygłupów, przekomarzania się z „ciałem pedagogicznym”. A muzyka, ruch, taniec temu sprzyjają. Ale kroku młodym kaliskim aktorom doskonale dotrzymują ich trochę i dużo starsi koledzy. Wiodącą rolę pełni, tak jak w powieści Józio - narrator (Juliusz Kubiak), ale w swoich kolegach ma znakomitych partnerów. Uwage widzów przykuwają przede wszystkim Syfon (Szymon Mysłakowski) – prawdziwe, Gombrowiczowskie chłopię, które jest gotowe do obrony ideałów za wszelka cenę, a także Miętus (Zbigniew Antoniewicz), któremu bezgranicznie wierzymy, że: „Słowacki nie zachwyca”.

Spektakl zadziwia także oryginalną scenografią (Grzegorz Policiński) – zamiast ławek uczniowie siedzą w usytuowanych na różnych wysokościach szufladach, co też można odczytywać jako symbol Gombrowiczowskiej formy. Szkoła wszak wszystkich nas szufladkuje. Męski zespół aktorski wspiera także bodaj osiem przedstawicielek płci przeciwnej – raz w roli chóru starych ciotek, raz żeńskiego „ciała pedagogicznego”, to znów koleżanek, ale raczej nie pensjonarek.

Ile jest Gombrowicza w kaliskiej „Ferdydurke”? Tyle, ile zechcemy go w niej znaleźć, bo musical to tylko "wariacje na temat" – zdają się odpowiadać twórcy przedstawienia. I dodają parafrazując mistrza: "To koniec i bomba, a kto słuchał ten trąba”.

Bożena Dobrzyńska