Ku uciesze gawiedzi
Nie było niespodzianek: śmierć została ścięta. Tak jak w zeszłym roku, dziesięć lat temu i przed wiekami. Na rynku w Jedlińsku zakończyła swój żywot zgodnie z życzeniem ludu i tradycją.
Punktualnie o czwartej po południu na jedliński rynek wkroczył kolorowy orszak złożony z postaci ludowych, magicznych, półbaśniowych. Wśród dźwięków orkiestrowej muzyki przedefilował między zgromadzonymi mieszkańcami i przyjezdnymi, aż dotarł pod specjalnie przygotowaną scenę, gdzie miała się odbyć egzekucja. W tłumie maszerujących byli sędziowie - ławnicy, którzy mieli wydać wyrok na kostuchę. I wydali.
Śmierć wiła się w konwulsjach, broniła się rękami i nogami, jednak sędziowie i kolorowy tłum był dla niej bezlitosny. Bezwzględnie domagał się skazującego wyroku dla tej, która dotychczas nie miała miłosierdzia nad nikim - młodym czy starcem, mężem czy niewiastą. Śmierć, pojmana podstępem podczas błogiego snu, bez kosy, którą zgubiła, zadenuncjowana przez kościelnego Kantego nie miała szans. Czerwono odziany kat swym wielkim mieczem ściął jej łeb ku uciesze gawiedzi.
Tak dzieje się od kilkuset lat w podradomskim Jedlińsku ostatniego dnia karnawału podczas kusaków. Zwyczajowe ścięcie śmierci i zapustowa zabawa odbyła się przy udziale mieszkańców i gości. W widowisku we wszystkie role wcielili się wyłącznie – jak znów każe tradycja – sami mężczyźni. Nikt, jak zawsze, nie wiedział, kto i tym razem zagrał kostuchę...
Więcęj zdjęć w Galerii