Lao Che rozgrzało festiwal

Organizatorzy festiwalu w Mazowieckim Centrum Sztuki Współczesnej
„Elektrownia” zapowiadali, że zespół wykona utwory z płyty
„Powstanie Warszawskie”. Repertuar wykroczył poza wcześniejsze
ustalenia i publiczność wysłuchała również nagrania ze starszej płyty
„Gusła” i najnowszej „Gospel”.
Koncert rozpoczął się o godz. 18 i potrwał ponad półtorej godziny. Lao
Che dość elastycznie podszedł do prezentowania poszczególnych utworów i
na zmianę grał muzykę z trzech różnych płyt. Pewnie dlatego wiele osób miało pewne
uwagi do kolejności. - Myślę, że na koncert przybyło sporo osób
starszych, które chciały wysłuchać całej płyty „Powstanie...”. Przez
mieszanie utworów z trzech płyt, o różnym przesłaniu, słuchacze mieli
problemy z rozpoznaniem tych, które dotyczyły tematu festiwalu, czyli
Powstania Warszawskiego. Fani zespołu wiedzą, które piosenki pochodzą z
tej płyty, inni mogli być trochę zagubieni w repertuarze – mówi Marcin.
Ale większość była innego zdania. - Koncert jest
świetny, na najwyższym poziomie. Chłopaki potrafią „rozbujać”
publiczność i co najważniejsze, ich piosenki są z przesłaniem, o co
ostatnio bardzo trudno na polskiej scenie muzycznej – podkreśla Paweł.
Osoby, które wysłuchały dziesięciu utworów z płyty „Powstanie...”,
miały okazję w ekspresyjnych, rockowych aranżacjach wysłuchać, jak się
rozpoczęło, jak przebiegało i zakończyło się Powstanie Warszawskie.
Tematyka obejmowała wybrane epizody z tych dramatycznych 63 dni – m.in.
utwór „Barykada” opowiada o walkach batalionu Zośka na Woli, „Koniec”
mówi o kresie bohaterskiej walki powstańców.
Uwagi przybyłych do
„Elektrowni” dotyczące kolejności utworów są zasadne, jeśli wziąć pod
uwagę, że w albumie wydanym w 2005 roku piosenki przyporządkowane są
chronologicznie tym epizodom - od rozpoczęcia do zakończenia walki.
Wielu radomian po wysłuchaniu Lao Che było zdania, że płyta powinna trafić
do szkół jako dodatek do książek historycznych. – Ma układ
chronologiczny, odnosi się do wydarzeń historycznych i może „przemycić”
z pomocą muzyki wiele wiadomości. Nie ma chyba bardziej
przystępnej formy nauki historii – sumuje Marcin.