List. Szpital w Krychnowicach uratował mi syna
"W związku z licznie pojawiającymi się ostatnimi czasy negatywnymi opiniami na temat oddziału psychiatrii dziecięco–młodzieżowej pragnę – powodowana własnymi doświadczeniami- złożyć głos w tej sprawie. Jestem nauczycielem i oligofrenopedagogiem. Mój obecnie 17-letni syn był czterokrotnie hospitalizowany w przeciągu 3 lat ( przebywał w szpitalu na oddziałach - całodobowych i dziennym przez łączny okres ponad pół roku) i z całą świadomością twierdzę, że moje dziecko zostało uratowane dzięki oddziałowi i pracującym tam osobom, za co jestem i pozostanę wdzięczna na zawsze.
Zdecydowałam się na napisanie (...) głęboko i osobiście poruszona pojawiającymi się w mediach negatywnymi informacjami i opiniami na temat oddziału i panujących na nim zasad. Pragnę, by moje słowa przyczyniły się do ukazania prawdy i przywrócenia dobrego imienia osobom tam pracującym.
Na początek chciałabym odnieść się do niektórych zarzutów zawartych w artykułach prasowych:
- prawo do kontaktu z bliskimi- nie było nigdy łamane, odwiedzałam syna codziennie, sama lub z innymi członkami rodziny, o różnych porach dnia. Jeżeli pojawiłam się przed południem, proponowano mi, że ktoś z personelu przyprowadzi syna z obywających się właśnie zajęć lekcyjnych. Nigdy odwiedziny nie odbywały się w towarzystwie osób z personelu, nikt nie kontrolował naszych rozmów, spotkań ani przynoszonych dla syna pokarmów czy napojów (syn ma własne upodobania żywieniowe). Jeżeli wyraziłam chęć wzięcia syna na spacer, nigdy nie spotkałam się z odmową. Podczas odwiedzin spotykałam inne osoby odwiedzające dzieci, były tak samo traktowane jak ja - z życzliwością i szacunkiem. Rodzice i opiekunowie rozmawiali ze sobą, wymieniali się doświadczeniami i opiniami.
Od razu chcę zaznaczyć, że ani razu nie słyszałam od nich ani jednej negatywnej opinii na temat osób pracujących na oddziale ani zasad tam panujących.
- podczas odwiedzin zdarzało się, że syn potrzebował skorzystać z toalety. Nigdy nie odmówiono mu do tego prawa. Wiedziałam od syna o otwieraniu toalet o określonych porach, chciałam poruszyć ten temat w rozmowie z personelem, ale syn mnie powstrzymał: ,,Mamo, gdyby tak nie było, co chwila ktoś by chodził i chciał się załatwiać, specjalnie, musieliby chodzić i otwierać bez przerwy a tak jest dobrze, jest spokój”. Pytałam syna, czy gdy jest w potrzebie, poza odwiedzinami, zostanie mu otworzona toaleta - powiedział, że tak, ale zazwyczaj woli poczekać ,, bo i tak zaraz otworzą”. Nigdy nie wspomniał ani syn, ani inne dzieci czy odwiedzający ich rodzice o załatwianiu potrzeb fizjologicznych do kosza na śmieci.
- prace porządkowe - dzieci i młodzież uczestniczyli w pewnych drobnych pracach. Podobne drobne prace wykonują dzieci w przedszkolu lub w szkole, a nie wywołuje to oburzenia w mediach. Każdy, kto ma do czynienia z dziećmi i młodzieżą rozumie ogromną wartość wychowawczą pracy. Mój syn podczas pobytu na oddziale również uczestniczył w tych pracach, ale wtedy gdy sam chciał. Sam też wybierał sobie rodzaj zajęcia. Gdy nie chciał - nie pracował i nigdy w żaden sposób nie był za to karany zakazem spaceru, przepustki lub w jakikolwiek inny sposób. Nie wiem, skąd pojawiły się podobne ,,rewelacje” w mediach. Wiem od syna, że jego koledzy z oddziału bez przymusu wykonywali pewne drobne prace, czasem było więcej chętnych niż pracy do wykonania. Syn opowiadał z radością, co zrobił, co robili koledzy, widać było, że wspólne zajęcia jednoczą dzieciaki, podnoszą status w grupie. Były też dobrym sposobem na zyskanie dodatkowej dawki ruchu. Będąc w odwiedzinach u syna widziałam niejeden raz, jak młodzi ludzie mopują podłogę a obok stali już inni chętni do przejęcia sprzętu. Obserwując ich dostrzegałam, że traktują to zajęcie jak dobrą zabawę. Byłam też świadkiem pytań skierowanych do personelu - czy mogą umyć podłogę, nawet jeśli nie było takiej potrzeby. Jestem pełna podziwu dla pracujących na oddziale osób, że tak udało im się przedstawić zajęcia - poniekąd niepopularne, co wiedzą wszyscy rodzice nastolatków - jako działania atrakcyjne, wzbudzić chęć do ich podjęcia i traktowania ich jako dobry sposób spędzania czasu. Życzę wszystkim rodzicom - również sobie - takiego sukcesu wychowawczego. Za angażowanie się w działania porządkowe i dobre sprawowanie dzieci i młodzież mieli przyznawane ,,punkty”. Wychodząc na przepustkę lub kończąc leczenie na oddziale byli obdarowywani różnymi drobiazgami - nagrodami.
Syna, a także innych pacjentów przebywających w tym samym czasie o on na oddziale, łączyły serdeczne relacje z przełożoną pielęgniarek, nazywaną przez pacjentów "Generałem". Syn wyrażał się zawsze o niej z szacunkiem, była lubiana przez niego i innych pacjentów. Cieszyła się dużym autorytetem. Chciałabym podkreślić swoją ogromną wdzięczność dla całego personelu za zaangażowanie i otwartość w kontaktach z rodzicami. Spędziłam wiele godzin na rozmowach z panią Ordynator Krystyną Kucharzewską, paniami psycholog Dominiką Kołodziejską i Elżbietą Szyszką. Nigdy nie miałam problemu z umówieniem się na rozmowę czy też poczucia, że poświęcono mi zbyt mało czasu. Uzyskiwałam informacje nie tylko dotyczące diagnozy, objaśnienia dotyczące terapii i zastosowanych leków ale także, co jest niezwykle ważne dla rodziców dzieci leczonych psychiatrycznie - wsparcie, kompetentne rady i dużo życzliwości.
Jestem wdzięczna całemu personelowi, paniom pielęgniarkom, paniom terapeutkom z oddziału dziennego za czujne oko i zdecydowane reakcje, nauczycielom. Nie ma osoby na oddziale, która nie przyczyniłaby się swoją pracą, niełatwą pod wieloma względami, do poprawy stanu mojego dziecka. Może dlatego, że jestem nauczycielem, jest mi łatwiej dostrzec trud, zaangażowanie i profesjonalizm osób współtworzących oddział, zarówno całodobowy jak i dzienny.
Jestem przekonana, że na oddziale pracują osoby, które są na właściwym miejscu, realizując powierzone im zadania z zaangażowaniem, ogromną troską o pacjenta i kompetencją. Dowodem tego jest mój syn. Myślę, że mam prawo wypowiadać się w tej kwestii- wszak moje dziecko spędziło na oddziale niemało czasu, a ja bywałam tam codziennie. Wiadomo, że pobyt w szpitalu psychiatrycznym to nie idylla, ani dla dziecka ani dla rodziców, to niekiedy konieczność. Ale,raz jeszcze podkreślam, tam uratowano mojego syna, za co pozostanę wdzięczna na zawsze.
Z wyrazami szacunku
Mama pacjenta (imię i nazwisko do wiadomości redakcji)