„Mayday” po radomsku
Utwór jest właściwie "samograjem" i trudno go raczej zepsuć złą inscenizacją. Bo jakże może nie być śmieszna aż do rozpuku, historia która przydarzyła się taksówkarzowi o pospolitym imieniu i nazwisku Jan Kowalski? Akurat o takim, bo reżyser radomskiego przedstawienia Andrzej Zaorski przeniósł akcję sztuki (a był to także pomysł nieżyjącego już aktora "Powszechnego" Andrzeja Bieniasza, który zaprosił znanego aktora i satyryka do współpracy) do... Radomia. Stąd nie tylko swojskie nazwisko bohatera, ale doskonale znane radomianom adresy: Kaptur, Kozia Góra, szpital przy Tochtermana, dworzec, ulica Traugutta. Założę się, że gdyby ze sceny padały nazwy z geografii Londynu, gdzie faktycznie rzecz się rozgrywa, byłoby znacznie mniej skojarzeń i powodów do gromkiego śmiechu.
Ale do rzeczy: Jan Kowalski ma dwie żony, dwa mieszkania i dokładny "rozkład jazdy" wg którego bywa to u swojej Marysi, to u Barbary. Ma jednak również pecha, bo chcąc pomóc napadniętej staruszce, obrywa od niej torebką, trafia na krótko do szpitala (Tochtermana), przez co spóźnia się najpierw do domu na Kapturze, a potem nie wie jak wytłumaczyć się przed oczekującą go żoną na Koziej Górze. W sukurs przychodzi sąsiad, którego pomoc jeszcze bardziej komplikuje i tak trudną sytuację taksówkarza. Gag goni gag, próby wyjaśnienia tylko wszystko gmatwają. W relacje damsko-męskie wkraczają nie tylko usiłujący roztrzygnąć skąd się wzięli dwaj Janowie Kowalscy - taksówkarze, policjanci (z Borek i 11 Listopada), ale także nowi sąsiedzi Kowalskich na Koziej Górze - projektanci mody, z których jeden wybitnie preferuje kobiece ciuszki.
"Nie ma żadnej różnicy pomiędzy mężczyzną odkrywającym swą żonę w łóżku z jego najlepszym przyjacielem w farsie, a mężczyzną znajdującym swą żonę w łóżku z jego najlepszym przyjacielem w tragedii. Reakcja męża w każdej ze sztuk powinna być taka sama. Różnica polega na reakcji publiczności, a nie męża" - twierdzi Ray Cooney, autor Mayday i innych kasowych fars, jakie powstały na Wyspach Brytyjskich w ciągu ostatnich lat i szturmem zdobyły teatry Europy Zachodniej i Broadwayu.
Publiczność radomska reaguje znakomicie, co oczywiście jest też zasługą reżysera i aktorów. Wśród nich zaś przede wszystkim będącego w świetnej formie Jarosława Rabendy, który jako Jan Kowalski cierpi też katusze zjadając "Super-ekspress", Włodzimierza Mancewicza grającego komisarza Radziwiła ("przez jedno "ł"), czy Krzysztofa Krupińskiego w roli Sebastiana Baryłły ("przez dwa "ł").
Bożena Dobrzyńska