Myślałem, że to głupi żart – mówił w sądzie Dominik
15 września 2014
- Kazali kopać grób, czy dół? - Dół, ale dla mnie to żadna różnica - odpowiadał Dominik, który rok temu pod Grójcem cudem uszedł z życiem. Dziś w Sądzie Okręgowym odbyła się kolejna rozprawa o usiłowanie zabójstwa mieszkańca Katowic.

Dziś sąd, a w szczególności obrońca Szymona F., próbowali wyjaśnić niektóre rozbieżności we wcześniejszych zeznaniach poszkodowanego. - Tuż po operacji, gdy się wybudziłem, przesłuchiwała mnie policja. Wtedy mówiłem szybko, by tylko dali mi spokój. Dopiero po czasie i przemyśleniach niektóre szczegóły sobie przypomniałem, poukładałem - tłumaczył Dominik zaznaczając, że "wielu istotnych szczegółów" nie pamięta. - Nie możemy wymagać od świadka zeznań z dokładnością co do minuty. Świadek nie wiedział, że będzie zeznawać na taką okoliczność - zwracał uwagę sąd mecenasowi Szymona F.
Ten dociekał jednak, czy młody chłopak miał finansowe problemy, czy zaciągał pożyczki. Dopytywał, dlaczego nie wzywał pomocy na miejscu zdarzenia? Dlaczego miał ze zobą nóż? Dlaczego nie uciekał w kierunku trasy E7 oddalonej o 150 metrów? - Myślałem, że to wszystko, to głupi żart. Nóz miałem do obrony. Nie widziałem starszych osób, które wcześniej ponoć tamtędy przechodziły. Zreszta, jak starsi ludzie by mi pomogli? Kiedy upadłem, miałem zamknięte oczy. Wygrzebałem się, gdy była cisza. Wtedy zobaczyłem dwa wiszące palce u mojej dłoni, krew - opowiadał Dominik.
23–letniego dziś Dominika B. znaleźli przypadkowi kierowcy przy krajowej "siódemce" w Podolu pod Grójcem, dokąd udało mu się samodzielnie dotrzeć. O sprawie pisaliśmy tutaj
(raa)