Na motocyklu szlakiem armii gen. Andersa

24 sierpnia 2009
Pokonali ponad 15 tys. km na motocyklach szlakiem armii gen. Andersa. Wiele widzieli, przeżyli, zaliczyli sporo przygód. Modlili się na polskich cmentarzach i promowali Radom. Z. Pokorski i ks. Lenartowicz

„Rajd Szlakiem Generała Andersa” to projekt, który powstał we współpracy Radomskiego Towarzystwa Motocyklowego i Radomskiej Rady Rycerzy Kolumba. Czterech odważnych uczestników wyruszyło na szlak 10 lipca. Wsród nich bylo trzech radomian: ks. Wiesław Lenartowicz - komandor, pomysłodawca, organizator i duszpasterz wyprawy, ks. Robert Kotowski oraz Zbigniew Pokorski. W wyprawie jechał także Mikołaj Kondratowicz z Torunia, a za stronę sportowo – techniczną odpowiadał  Ryszard Augustyn, prezes Radomskiego Towarzystwa Motocyklowego, wielokrotny zwycięzca mistrzostw Polski i świata w rajdach Enduro.

Motocykliści planowali przejechać około 12,5 tys. km i dotrzeć do miejsc, gdzie ze swoją armią stacjonował gen. Anders. - Zamierzaliśmy także przepłynąć dwa morza promem, ale nie pozwoliły na to sztormy. Dlatego objechaliśmy Morze Czarne dookoła i zaliczyliśmy aż 15 tys.200 km - opowiada ks. Wiesław Lenartowicz. Ich trasa wiosła przez Białoruś, Rosję (ważny punkt: Katyń), Moskwę (tu byli pod więzieniem na Łubiance, gdzie przebywał aresztowany gen. Anders), do Samary i Buzułuku, gdzie formowało się wojsko polskie a dalej na południowy wschód przez Kazachstan, Kirgistan, Uzbekistan i pustynie Turkmenistanu. Odwiedzali cementarze modląc się na grobach Polaków. - Mieliśmy tę radość, że byliśmy goszczeni przez prafie katolickie - relacjonuje ks. Lenartowicz. 

Zapamiętają także: przełęcz w górach na wysokości ponad 3 tys. 300 m i zmienności pogody - od śniegu do temperatury sięgającej 50 stopni przez burze piaskowe. Zbigniew Pokorski wpadł nawet w trąbe powietrzną i z trudem utrzymał się na motocyklu. - To były praktycznie ułamki sekund, ale niebezpiecznie było, bo już widziałem oczami wyobraźni czarny asfalt - zwierzał się dziennikarzom.

- W Krasnowodzku, dziś Turkmenbaszi nad Morzem Kaspijskim, byliśmy w porcie, gdzie z transportu kolejowego armia generała trafiła na promy wiozące żołnierzy do Iranu. My przepłynęliśmy na drugą stronę do Baku i usiłowaliśmy wrócić tą drogą do Polski, ale znów sztormy nam to uniemożliwiły - kończy ks. Lenartowicz.  

(bdb)