Na Tajwanie prawie jak minister
Do Tajwanu, na sześć dni, polecieli Andrzej Kosztowniak, pracownik referatu miasta w kancelarii prezydenta Artur Łepecki oraz prorektor ds. badań naukowych Politechniki Radomskiej prof. Marian Sułek. Przelot i pobyt radomskiej delegacji pokrył rząd Tajwanu.
Prezydent tak podsumował wizytę: Delegacja nawiązała kontakty z prywatnymi uniwersytetami. Ogromne wrażenie wywarł na radomianach Kainan University. Stamtąd też dwoje naszych studentów ma otrzymać stypendia. Jeszcze nie ustalono kryteriów, ale liczyć się będzie znajomość angielskiego i świetne oceny ze szkoły średniej lub uczelni. Kto pojedzie kształcić się przez cztery lata na Tajwanie dowiemy się w maju przyszłego roku. W ciagu czterech lat uniwersytet wyda w semestrze na jedną osobę maksymalnie 5 tys. dolarów. Prócz tego pokryje koszty rejestracji i akademików.
- To duża bardzo prężna i prestiżowa uczelnia. Jestem pod wielkim wrażeniem tego co tam widziałem – zachwala Andrzej Kosztowniak.
Zdaniem prezydenta, miasto nawiązało również kontakty biznesowe i kulturalne. Te zaprezentował bogaty w azjatyckie (i nie tylko azjatyckie) kontakty prorektor Politechniki. – Jechaliśmy w obie strony po 20 godzin po to, żeby się przedstawiać, pokazać naszą ofertę oraz rozmawiać o tym co nas interesuje. Dziś to podstawa, dopiero po kolejnych spotkaniach, wymianie informacji, choćby przez internet, sa konkrety i podpisywane umowy. To nie jest dawny styl rządów epoki słusznie minionej – przekonywał prof. Sułek. Jak poinformował, radomska uczelnia jest skłonna przyjąć studentów z Tajwanu. Tu też konkrety nie są jeszcze ustalone.
Nie ma też jeszcze decyzji, czy przedstawiciele miasta wybiorą się na prestiżowe targi w Taipei. - Za darmo otrzymaliśmy boks. Jest to kilkanaście metrów. Tym razem, jeśli się wybierzemy, to my pokryjemy koszty wyjazdu i pobytu. Targi są jednymi z najważniejszych w tamtym regionie – wyjaśnia prezydent.
Radom prawdopodobnie podpisze umowę partnerską z miastem Taoyuan oddalonym o 40 km od Taipei. – Żartowaliśmy z panem profesorem, że na Tajwanie przyjmowano nas jakbyśmy byli co najmniej w randze ministrów. Ale naprawdę zostaliśmy bardzo poważnie potraktowani. Dla mnie ta współpraca jest potrzebna po to, by nawiązać kontakty naukowe, a w konsekwencji biznesowe – twierdzi Andrzej Kosztowniak.
(raa)
Komentarz
"Na razie nie ma", "prawdopodobnie", "być może", "nie ustalono konkretów' - to najczęstsze określenia dotyczące tej egzotycznej wizyty. Egzotycznej także z innych powodów - bo dopiero w dwa tygodnie po powrocie prezydent zwołał konferencję prasową, by poinformować co zobaczył i co załatwił. Wątpię, by w ogóle to zrobił, gdyby nie naciski mediów.
Profesor Sułek mówi, że mamy inne czasy i dziś nikt nie nawiązuje "przyjaznych kontaktów" z polecenia jakiejś "góry". Zapowiada też, że dopiero teraz strony nawiążą bliższą współpracę wykorzystując do tego internet. Pewnie, przecież nawet kilkulatek wie, że to narzędzie najlepsze do bliższego poznania. Ale naukowcom z PR i urzędnikom z magistratu nie wystarczyły na to trzy lata - miasto nawiązało z tajwańskim rządem pierwsze stosunki w 2007 roku. A przecież prezydent ma u siebie świetnego fachowca (Artura Łepeckiego), którego tak reklamuje: "Sam go wybrałem, ma największą wiedzę w tych sprawach i umie się tam poruszać".
Bożena Dobrzyńska