Nieświadoma kandydatka Samoobrony

14 sierpnia 2008

2 tys. głosów w wyborach do Sejmu z 2001 roku dostała w okręgu radomskim mieszkanka województwa łódzkiego Anna E. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że o poselski fotel się nie ubiegała.Anna E. zeznaje



Dziś, 14 sierpnia, w Sądzie Rejonowym przy ul. Struga odbyła się rozprawa Wandy Łyżwińskiej, która jest oskarżona o podrabianie dokumentów dwóch osób startujących w wyborach do Sejmu w 2001 roku. Chodzi o zgodę na udział w wyborach oraz o oświadczenie lustracyjne. Łyżwińska jest też oskarżona o podrobienie dokumentów sześciu osób w trakcje kampanii wyborczej w 2001 r.

Na rozprawę nie stawiła się oskarżona. Do sądu trafiło jedynie zaświadczenie lekarskie, mające usprawiedliwić jej nieobecność. Zostało zakwestionowane przez sąd - nie spełniało wymogów formalnych, nie było sporządzone przez lekarza sądowego. Świadkowie również nie dotarli w komplecie.

Zeznania złożyło sześć osób, wśród nich wspomniana Anna E. Mieszkanka małej miejscowości Zacywilki w woj. łódzkim zaprzecza, żeby kiedykolwiek składała podpisy na dokumentach niezbędnych do ubiegania się o mandat poselski. Nigdy nie planowała startu w wyborach, a o Radomiu, w którym zdobyła 2 tys. głosów, usłyszała dopiero, gdy sprawa podpisów wyszła na jaw.
- Podpisy na obydwu dokumentach nie są moje, niczego nie podpisywałam. Należałam do struktur partii województwa łódzkiego, z radomskim nie miałam nic wspólnego. Mój mąż kandydował na posła z listy Samoobrony, z tej samej co Stanisław Łyżwiński, w okręgu nr 10. Widziałam, jak mąż rejestrował się i jakie podpisywał oświadczenia w Piotrkowie Trybunalskim. Tym bardziej wiem, co trzeba wypełnić, te podpisy, które są na oświadczeniu, nie są moje – stanowczo podkreśla Anna E.Wandy Łyżwińskiej nie było

Po raz pierwszy dowiedziała się o swoim kandydowaniu z rozmowy z Wandą Łyżwińską. - Raz do mnie zadzwoniła, dwa miesiące po wyborach. Powiedziała, że zdobyłam 2 tys. głosów. Byłam zaskoczona, zareagowałam źle na tę wiadomość. Spytałam, dlaczego mnie wpisała na listę kandydatów do Sejmu, ale nie odpowiedziała i rozłączyła się. Od tego czasu nie mam z nimi kontaktu, pozmieniali numery. Razem z mężem po tym telefonie wypisaliśmy się z partii. Oszukali nas – mówi.

Sprawą zajęli się dziennikarze TVN z programu „Teraz my”. 48-letnia Anna E., z zawodu szwaczka, nie zgłosiła sprawy do sądu. - Przyjechali do mnie dziennikarze w 2006 r. i zaprosili do swojego programu. Ich grafolog stwierdził, że podpisy są podrobione. Dotarli do listy, na której w Radomiu byłam na 17. miejscu jako kandydatka do Sejmu z ramienia Samoobrony. Nie wiem, czy mój wizerunek nie był wykorzystany na plakatach. Dopiero po programie złożyła w prokuraturze zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa.

Od Łyżwińskiej domaga się przekazania 100 tys. zł na cele charytatywne i przeprosin na pierwszej stronie „Gazety Wyborczej”.