
Konto radomskiej WOŚP rosło z minuty na minutę. Około godz. 18 w "banku" było 144 tys. zł, a ponad godzinę później już 229 tys. zł. A to przecież jeszcze nie wszystko!
- Jest świetnie! Naprawdę jest cudownie! Ludzie są szczodrzy, hojni i uśmiechnięci. I pogoda dobra! - zapewnia Aleksandra, która uczestniczy w finale WOŚP po raz 11. Jej puszka jest już dość ciężka, dlatego przypuszcza, że będzie w niej sporo pieniędzy. - Zazwyczaj zbieram okolo2 - 2,5 tys. zł, to taka "norma". Ale było kiedyś i 4 tysiące. Mam nadzieję, że dziś będzie podobnie - mówi wolontariuszka.
Kinga tez nie jest nowicjuszką. Zbiera po raz siódmy w towarzystwie Pauliny (trzeci raz na finale), koleżanki ze studiów i młodszej siostry Patrycji. Uczennica podstawówki zbiera po raz pierwszy. - Czuję się bardzo dobrze - przekonuje. Dziewczyny potwierdzają: radomianie bardzo chętnie wrzucają pieniądze do puszek. - Nie ma złośliwych komentarzy, które w poprzednich latach się zdarzały. Kwestujemy od samego rana i już nam się kończą serduszka, a miałyśmy 25 kartonów, na każdym po 12 naklejek. To oznacza, że uzbierałyśmy sporo - uważają.
-Dlaczego tu jesteśmy?- zastanawiają się Ewa i Piotr, którzy na plac Jagielloński przyszli z 9-letnim Szymonem i 10 miesięczną Zosią (smacznie spała w wózku). - Bo warto pomagać. Bo to taki raczej odruch serca niż głębsza analiza - przyznają.
W inny sposób potrzebę pomagania wyrazili Wiktoria Dolemba i Paweł Gielniewski, których zastaliśmy w punkcie rejestracji dawców szpiku. - Każdy może być kiedyś w potrzebie - zauważa Wiktoria. Ani jej, ani Pawła nie zraża procedura i ewentualne niedogodności wiązane z oddawaniem szpiku. - Wszystkiego się tutaj dowiedzieliśmy i dopiero wtedy podjęliśmy decyzję - mówią. Teraz będą czekać 3- 4 miesiące na informacje, czy zostali wpisani do rejestru. - Najważniejsze jest, by znaleźć genetycznego bliźniaka. Jeśli tak się stanie, będziemy mogli oddać materiał - tłumaczy Wiktoria. Nie zraża jej to, że ta "operacja" to nie zwykłe pobranie krwi. - Czasem warto poświęcić te kilka godzin, by komuś pomóc - uważa.
Wielu radomian chciało wrzucić pieniądze do puszki prezydenta Radosława Witkowskiego. - Nie prowadzę statystyk, ile kiedy uzbierałem. Jestem przekonany, że każda złotówka przekłada się na wielkie rzeczy, które robi orkiestra Jurka Owsiaka - wyjaśnia.
Na moment, kiedy zasila puszkę prezydenta czekały m.in. Karolinka, uczennica SP nr 2 z Borek i jej mama Edyta. - Milo spotkać prezydenta w takich okolicznościach - wyjaśnia pani Edyta. - Ja nie pierwszy raz spotkałam pana prezydenta, był u nas kilka razy w szkole - zaznacza dziewczynka.
bdb
Fot. Marian Strudziński, Łukasz Wójcik, więcej zdjęć w
Galerii